Wszystko
dookoła było obrzydliwe. Wszystko. Bez wyjątków. Szklane kałuże, ociekające
lukrem słowa, pocałunki, zbyt szare niebo i trzepot skrzydeł. Do tego jeszcze
ten paskudny smak w ustach. Metaliczny, gorzki, jakby na języku trzymało się
grudkę ziemi wykopanej z czyjegoś grobu. Pewnie to stwierdzenie wywołałoby
uśmiech na jej twarzy, gdyby nie nastrój, w jakim się znajdowała. Nie, nie miała
ochoty na kpiny z własnej, być może trochę zbyt rozwiniętej wyobraźni,
graniczącej z groteskowością i sztucznością.
Siedziała
na ławce, leniwie obserwując wszechobecną ohydę. Splunięcie nie pomogło. Kolejne
również. Tylko odstraszyła ptaki i zniesmaczyła pewną panią targającą siatki.
„Głupia krowa” pomyślała, próbując rozbudzić w sobie jakieś pozytywne emocje.
Dupa, nie ma tak dobrze. Nawet pospolite stwierdzenia pełne tego dziwnego
humoru, który uwielbiała, nie pomagały. Dół w jaki wpadła był głęboki i
nieprzyjemnie chłodny. Czuła to w kościach. Może faktycznie wgryzała się w
ziemię i stąd ten smak?
Ludzie
szli dalej, czasami rzucając jej znudzone spojrzenie będące raczej zwykłym
nawykiem niż przejawem zainteresowania. Po co marnować czas na pozbawione
uśmiechu stworzenie, prawie wtapiające się w szarość miasta? Nie warto, lepiej
iść do domu, ugotować obiad, nakrzyczeć na dzieci, posprzeczać się z mężem,
obejrzeć serial i pójść spać, żeby później móc zacząć wszystko od początku.
Błędne koło codzienności tych robaków, które pomimo czterech kończyn pełzały
obślizgłym cielskiem w tej mazi życia. „Tak, to zajebiście poetyckie”.
Wstała,
bolał ją tyłek. Ile można siedzieć i rozmyślać? Nie warto być poetą, filozofem
czy inną pierdołą użalającą sie nad sobą. Trzeba kręcić się w tym kółku i
udawać, że jest fajnie. Chyba zaczynała rozumieć uczucia towarzyszące
chomikom.
Obijając
się o ludzi, którzy to oczekiwali od niej pewnego dystansu, a sami nie
zamierzali się przesunąć, poszła znajomą uliczką w stronę domu. Ktoś coś
powiedział, rzucił nieprzyjemne spojrzenie i poszedł dalej. Co się będzie
wpierniczał w cudze koło, ma
przecież własne. Jej to było na rękę, chciała tylko znaleźć się w końcu w swoim
pokoju, równie nudnym jak ona sama. Dzisiaj nie miała zamiaru rozmawiać z
ludźmi.
Wpatrywała
się w chodnik. Jej myśli trzymały się ziemi, nie uciekały gdzieś daleko, były
wymęczone nudą. Zresztą, tak samo jak ona. Pod klatką schodową zdała sobie
sprawę, że jej życie jest dziwne. Nie, nie złe, żałosne, do dupy czy inne takie
bzdety. Po prostu – dziwne. Nie pierwszy raz doszła do takiego wniosku, zdarzało
jej się to nader często. Jednak w dni takie jak ten – ponure i robaczywe, miała
zbyt dużo czasu na myślenie, przez co jej dół stawał się coraz głębszy, a świat
bardziej obrzydliwy. Mimo to, pierwszy raz od poprzedniego popołudnia,
uśmiechnęła się. „Pojebanaś” pomyślała, przekręcając klucz. „Jutro będzie
lepiej, wiesz o tym. To minie. Zawsze mija”, po czym weszła po schodach na
górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz