Czasami, kiedy za oknem robiło się już ciemno, a mama znowu
szła na nockę, Olga odkrywała w sobie tą dziwną wrażliwość. Mogła oglądać byle
jaki film lub słuchać byle jakiej muzyki, a do oczu i tak napływały łzy. Całe
ciało drżało. Palce same szukały włosów, by móc się na nich zacisnąć.
Przedziwny obrazek.
Tak
było w tej chwili, kiedy walcząc z setką różnych emocji, siedziała naprzeciwko Dantego,
wpatrując się w jego blade oblicze. Czas nagle stał się jeszcze mniej ważny niż
zazwyczaj. Jakby zawieszono ją w pustce, którą wypełniał tylko zapach krwi.
Strach objął ją w talii, mocno zaciskając szpony i wtykając paznokcie pomiędzy
żebra. Coś w jej gardle wiązało się w supeł, a dłonie nerwowo skubały
prześcieradło. Paskudny uśmiech schodził z jej warg niczym robak. Uchylone usta
drżały, ukazując żółtawe, nierówne zęby, które razem z setką innych defektów
stanowiły ładny zbiór kompleksów.
W jej
myślach panował bałagan, istny chaos, który jednak szybko zniknął, jakby
odwołany niemym zaklęciem.
- Nie
chcę tego – szepnęła słabym głosem, błądząc wzrokiem po twarzy demona. On
milczał, jakby dając jej możliwość przypomnienia sobie tego wszystkiego. W
końcu musiała to zrobić. To było głównym celem - tematem, który poruszali od
jakiegoś czasu. Czymś ostatecznym. Końcem tego obłędu. Końcem niepewności. Nie
musiał jej o tym przypominać, ona to doskonale wiedziała. Mimo to spróbowała
użyć ostatniego koła ratunkowego – bezskutecznie. Tonęła coraz bardziej… a może
w końcu wypływała na powierzchnię?
-
Zabiłam ją, prawda? – To pytanie zabrzmiało tak okropnie głośno w tej paskudnej
ciszy. Wszystko nagle jakby rozpadło się, rozsypało w szary, gryzący popiół. Z
oczu popłynęły łzy, a w serce wbiło się tysiące igieł. Przez nozdrza uleciały
ostatki odwagi i pewności siebie, zostawiając w środku tylko ból, smutek i
słabe niedowierzanie. To stało się za szybko, zdecydowanie za szybko! Prawda
przygniotła ją, odcinając dopływ tlenu, miażdżąc klatkę piersiową i wbijając
drzazgi w cienką skórę. Wszystko w niej krzyczało krwawymi oskarżeniami. Wylała się po jej ciele niczym żrący kwas, siejąc spustoszenie. Olga jednak
milczała, z drżącym od szlochu ciałem przyglądając się demonowi. Dante tylko
uśmiechnął się słabo – nie, wcale nie z pogardą ani satysfakcją – to był wręcz
smutny uśmiech, przepełniony współczuciem. Tak, to już było wystarczające potwierdzenie.
-
Wiedziałaś to cały czas. – jego głos był spokojny, melancholijny – tak bardzo
niepodobny do tamtego Dantego, który wygłaszał kąśliwe uwagi i na którego widok
trzęsła się ze strachu. „Niemożliwe. Nie mogłam wiedzieć. Po prostu nie mogłam”.
-
Wyparłaś to wszystko z pamięci, Olgo. – Wpatrywała się w niego szeroko
otwartymi oczami, w których widniał obłęd. Prawda niszczyła ją coraz bardziej,
a jej umysł nie nadążał za informacjami. – Wyrzuciłaś z pamięci niczym padlinę
i zamknęłaś się na wszelkie próby przypomnienia tobie tego, co się stało. Sporo
osób próbowało. Jednak tylko ty sama mogłaś tego dokonać. I udało się.
Spróbował
uśmiechnąć się szerzej, jakby chcąc dodać jej otuchy, powiedzieć, że już
wszystko dobrze, skończone, dotarli do celu. „Nie, nic nie jest dobrze. Nic już
nie będzie dobrze. Nigdy nie było. Zabiłam ją. Zabiłam z zazdrości. Po prostu.
Pamiętam. Już pamiętam”. Łzy ciągle ciekły jej po policzkach. Coraz mocniej
zaciskała palce na prześcieradle.
-
Chcieli mnie odciągnąć – mówiła beznamiętnym głosem, zanurzając się w ciemnej
toni przeszłości. – Nie, nie na początku. Dopiero jak już usłyszeli krzyk. Ona
strasznie krzyczała. To mnie drażniło. Myślałam, że będzie przyjemniejsze, ale
nie. Okropnie irytował mnie jej głos. Zbiegli się i próbowali mnie odciągnąć.
Krzyczeli na mnie, szarpali mną, ktoś pluł, ktoś inny płakał. A ja? A ja stałam
tam, wśród nich, starając się dojrzeć między ich sylwetkami jej jasne włosy. I
wiesz co? Udało mi się. Widziałam je. Były czerwone. Od krwi. Bo później, jak
już… jak już wbiłam ten nóż kilkakrotnie, to uderzyłam jej głową o ścianę.
Mocno. Nigdy nie miałam takiej siły…
Spuściła
głowę, patrząc w blady materiał kołdry. Wszystko wróciło, jakby przeszłość
złączyła się z teraźniejszością. W ustach czuła gorzki smak. Może to było
cierpienie, a może po prostu cała gorycz jaka w niej siedziała? Świadomość
tego, co zrobiła, wykańczała ją. Czuła się obco, jakby to wszystko nie miało miejsca, a ona oglądała tragedię,
odegraną przez słabą aktorkę. Brzydką, zapłakaną, siedzącą w szpitalnym łóżku,
z zabandażowanymi nadgarstkami, naprzeciwko demona, w zamkniętym pomieszczeniu.
To nie mogło dotyczyć jej, a jednak doskonale wiedziała, że tak jest. To jej
historia, jej przedstawienie, gdzie spod kurtyny rozlewają się szkarłatne
strumyki krwi, a ona depcze po niej mimowolnie, brudząc bose stopy.
-
Nazywali mnie potworem. Pytali, dlaczego to zrobiłam. A ja milczałam, próbując
tylko dostrzec, czy zrobiłam jej dużą krzywdę. Ona nie krzyczała. Już nie. Nie
żyła, po prostu. Chyba się cieszyłam. Tak okropnie się cieszyłam. Nie
obchodzili mnie oni wszyscy, ani to, ze ktoś odciągnął moje ręce do tyłu, bojąc
się być może, że znowu kogoś skrzywdzę. Jacy oni byli wszyscy cholernie
śmieszni! Tak bardzo mi się chciało śmiać, że w końcu nie mogłam się
powstrzymać. Śmiałam się jak opętana, bo z pewnością mnie coś opętało.
Zazdrość, nienawiść do samej siebie i do innych, kompleksy, nuda,
rozgoryczenie, poczucie niesprawiedliwości, pogarda – to były moje demony. To
ich słuchałam i to one nakłoniły mnie do tego, co zrobiłam. Śmiałam się cały czas,
aż do momentu, kiedy nachyliłam się i zwymiotowałam. To wszystko było takie
przyjemne i ohydne. Tak obrzydliwe i słodkie…
Głos
jej się załamał. Powoli się uspokajała, o ile było to w ogóle możliwe w jej
przypadku. „Nic nie jest tutaj normalne. Ani ja, ani on, ani cała ta sytuacja”.
- Po co
ty? – spytała, nie unosząc głowy.
- Ktoś
musiał sprawić, żebyś w końcu sobie przypomniała.
- W
jakim celu?
- Olgo –
westchnął. – Musiałaś sobie przypomnieć. Po prostu. Gdybyś tego nie zrobiła,
umarłabyś. Twoja dusza by umarła. Stałabyś się kukłą, pustą w środku. A tak
wciąż możesz być Olgą, człowiekiem…
- Nie
mogę być człowiekiem – przerwała mu, energicznie unosząc głowę i wpatrując się
w niego z rozgoryczeniem. – Jestem mordercą, zwykłym potworem, śmieciem,
niczym, kompletnie niczym! Cholerną wariatką, pozbawioną jakichkolwiek zahamowań.
To, że sobie przypomniałam, jeszcze bardziej mnie upodliło. Wolałabym nigdy nie
dowiedzieć się, że jestem potworem!
Patrzył
ze spokojem, jak na jej twarzy maluje się gniew, a oczy błyszczą od łez.
- Sama chciałaś
poznać prawdę. I poznałaś. To już koniec, Olgo. Nasze spotkanie dobiegło końca.
Wstał z
krzesła, na którym siedział. Zadarła wyżej głowę, chcąc spojrzeć w jego oczy.
-
Zostawisz mnie tak? – spytała ze smutkiem, który zamierzała ukryć. Demon stał
się jej bliski – był jedyną osobą, która nie potępiała jej uczynku… Osobą?
Raczej nieludzką istotą. Ohydną i paskudną. Bała się tego, że ponownie wróci do
samotności. Nie wiedziała co ją czeka, kiedy Dante odejdzie. Pamiętała już
wszystko. To było aż dziwne, że w jednej chwili cała tajemnica wyszła na jaw,
ze wszystkimi szczegółami, kolorami i dźwiękami. Pamiętała nawet jak mama
czesała jej skołtunione włosy, powtarzając przez płacz „dlaczego to zrobiłaś?”,
a tęgi mężczyzna w służbowym stroju przyglądał jej się uważnie... Pamiętała podróż
do ośrodka. Pamiętała kaftan. Pamiętała spojrzenia sanitariuszy. Pamiętała jak
podcinała sobie żyły, klęcząc na posadzce w łazience, gdy ktoś dobijał się do
drzwi i kazał jej natychmiast otworzyć. Pamiętała
pielęgniarkę Sarę, której twarz rozorała paznokciami. Pamiętała twarz doktora,
który pytał się jej, czy coś pamięta, a gdy ona kręciła przecząco głową,
wzdychał i mówił „może jutro sobie przypomnisz”. Pamiętała mamę, jak siedziała na
tym samym krześle, co Dante i usilnie próbowała nie patrzeć na swoją córkę,
milcząc. Pamiętała wszystko, jednak nie
przynosiło jej to ulgi.
-
Musisz sobie radzić sama, moja droga. Teraz będzie już lepiej. – Dante posłał
jej uśmiech, a jego oczy również się uśmiechały. Miała wrażenie, że jest w tym
momencie bardziej ludzki. Mogłaby nawet uznać, że nie jest demonem. Mogłaby go
nawet pokochać. Mogłaby, naprawdę.
-
Zabierz mnie ze sobą – szepnęła z nadzieją. On jednak pokręcił przecząco głową.
- Nie,
jeszcze nie twój czas, Olgo. Żyj, może jeszcze naprawisz to, co zepsułaś.
Poczuła
ucisk w gardle
- To
niemożliwe. Dla mnie już wszystko stracone. Jestem potworem. Wszystko się
skończyło, nie ma nadziei.
Demon
podszedł do niej, a ona śledziła każdy jego ruch. Uklęknął przed nią, biorąc
jej chłodne dłonie w swoje, również zimne. Mogła poczuć opuszkami palców
chropowatość jego blizn. Wpatrywała się w jego zgniłozielone tęczówki oczu z zachłannością,
napawając się jego pięknem po raz ostatni. Jej ideał. Jej wyśniony, jedyny. Jej
potwór. Jej zmora. Jej sumienie ubrane w czarny frak, z maską Stigle’a.
- Nie
poddawaj się. Nie ma dla ciebie jeszcze miejsca w piekle, moja droga.
- Nie
dam rady – rozpłakała się, zachłystując się bezradnością. Dante tylko
uśmiechnął się do niej, mocniej zaciskając palce wokół jej dłoni. Nie był już
cuchnącym zgnilizną demonem o podłym usposobieniu. Już nie.
- Olgo,
zanim się z tobą pożegnam, chciałbym żebyś przypomniała sobie coś jeszcze, coś
bardzo istotnego.
Spojrzała
na niego z trwogą. Czy mogło być coś jeszcze? Kolejny element, którego nie odkryła?
Następna bolesna część układanki? Już myślała, że wszystko się skończyło, że to
prawdziwy koniec.
- Olgo,
czy pamiętasz nasze pierwsze spotkanie,
gdy pojawiłem się nie wiadomo skąd? Czy pamiętasz jak się przebudziłaś, a mnie
nie było? Czy pamiętasz spotkanie z doktorem? Czy pamiętasz to, jak się
zmieniało się moje usposobienie pod wpływem twojego stopniowego odkrywania
prawdy? Pamiętasz?
-
Pamiętam – szepnęła. Twarz demona rozpromieniła się.
- Żegnaj,
Olgo.
Nie
mówiąc już nic więcej, po prostu zniknął, zostawiając po sobie tylko słabnące
wspomnienie. Olga otarła grzbietem dłoni łzy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
że w pomieszczeniu jest okropnie zimno, a nadgarstki strasznie ją bolą. Dopiero
teraz uświadomiła sobie, że jest jej niedobrze i jest głodna. Czując
odrętwienie, wygrzebała się spod kołdry i opuściła nogi ku ziemi. Palce zawisły
lekko nad podłogą, jakby spotkanie z nią było czymś niebezpiecznym. „Czas
najwyższy”. Opuściła stopy na posadzkę. Nieprzyjemny chłód rozszedł się po jej
ciele.
Była tylko zagubioną dziewczyną,
która wpadła w sam środek chaosu. Obłęd zatruł jej duszę, a wyobraźnia
stworzyła azyl, schronienie. Nie, nie miała nadziei, że będzie lepiej. Nie
miała w ogóle nadziei. Nie wiedziała, co ją czeka, jaka będzie jej przyszłość,
ale musiała spróbować. Wszystkie wydarzenia nagle przełamały barierę. Schowała
twarz w dłoniach i rozpłakała się tak,
jak nie płakała jeszcze nigdy, wyrzucając z siebie całe zło, upokorzenie,
nienawiść i smutek.
A w myślach ciągle widziała jej
pofarbowane krwią włosy.
Doktor Skawinski odstawił kawę na
bok i spojrzał wyczekująco na kobietę,
na której policzkach widniały ślady łez. Ze zmarszczonym czołem
wpatrywała się w ekran.
- Do kogo ona mówiła? – spytała drżącym
głosem. Postać na monitorze siedziała nieruchomo, a ciemne włosy przysłaniały
jej twarz.
- Od kilku miesięcy to się
powtarza. – Głos doktora był opanowany. W jego oczach widać było jednak nadmiar
emocji, które się w nim kłębiły.
- Dlaczego nikt mi nic nie
powiedział? - spytała z wyrzutem, nie odrywając wzroku od obrazu, jaki
rejestrowała kamera umieszczona w pokoju.
- Obserwowaliśmy ją. Nie
chcieliśmy pani niepokoić. Poza tym, dzięki temu, że zaczęła mieć pewnego
rodzaju halucynacje, jej umysł poszukiwał rozwiązania, starał się odkryć prawdę
i najwidoczniej jej się udało. Po tak długim czasie odpychania jej od siebie i
uciekania od prawdy, przełamała się, przyjmując ją. To istotne dla jej dalszego
badania.
- Czyli już wszystko dobrze? Już pamięta?
– Uśmiechnęła się słabo. Długo na to wszyscy czekali. Odwróciła się od ekranu,
patrząc z nadzieją na pomarszczoną twarz doktora. On jednak nie okazywał
entuzjazmu.
- Obawiam się, że albo
halucynacje wrócą, albo Olga zapomni po raz kolejny. Nie da rady udźwignąć
prawdy. Niech pani tylko na nią spojrzy. To ją zniszczy.
Obydwoje spojrzeli na ekran. Dziewczyna
wpatrywała się w kamerę. Już nie płakała. Siedziała na łóżku podpierając się
dłońmi o jego brzegi. W pewnym momencie odwróciła głowę w stronę krzesła, które
stało obok. Uśmiechnęła się. Jej usta poruszyły się.
- Co powiedziała, nie dosłyszałam?
– spytała kobieta.
Doktor Skawinski westchnął.
- Powiedziała: „wróciłeś”.
W gabinecie zapadła pełna smutku
cisza.
------------
Dziękuję, to już koniec.
Szczerze powiedziawszy końcówka mnie zaskoczyła. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu:) Kto by pomyślał, że czarujący Dante jest tylko wytworem wyobraźni Olgi. Cóż, z początku zakładałam, że to matka dziewczyny padła jej ofiarą, ani myśląc (przynajmniej do końcówki ostatniego rozdziału), że może to być koleżanka bohaterki. Skończyło się dobrze, przynajmniej z początku tak wyglądało, jakby wszystko miało się ułożyć. Olga odzyskała wspomnienia, a Dante przez chwilę pokazał swoje ludzkie uczucia. I tu ni stąd ni zowąd taka niespodzianka! Wszystko okazało się jakże piękną halucynacją dziewczyny, która w dodatku ponownie powróciła, jak zasugerowała mi wypowiedź doktora.
OdpowiedzUsuńNaprawdę szkoda, że to już koniec. Historia ta niezwykle mnie zafascynowała i wciągnęła w wir niespodziewanych wydarzeń, z których wychodzę w pełni usatysfakcjonowana :) Mam nadzieję, że wkrótce kontynuujesz pisanie, być może na nowy temat, za który z chęcią bym się zabrała : )
Cóż, rozdział się piszę, ale jakoś go skończyć nie mogę. Szczerze mówiąc zacięłam się. Ale postaram się"wycisnąć" z siebie cokolwiek w listopadzie.
OdpowiedzUsuńWitaj, tu Akira z http://weryfikator.blogspot.com. Zauważyłam, że skończyłaś pisać opowiadanie i chcę zapytać, czy mimo to jesteś chętna, bym Twojego bloga oceniła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wiem, już kilkakrotnie próbowałam na siłę, jednak z marnym skutkiem. To nic nie da. A za nic nowego nie chcę się brać, gdyż już sobie postawiam za cel skończenie Dziedzictwa Asury. I mam nadzieję, że na postanowieniu się nie skończy : )
OdpowiedzUsuńPrzybyłam z zapytaniem czy masz zamiar tworzyć jeszcze jakieś opowiadanie skoro to zakończyłaś? Jeśli tak to chętnie bym poczytała. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie przewiduję jaki na razie stworzenia nowego opowiadania, ale jeżeli masz ochotę przeczytać coś mojego autorstwa (co mnie ogromnie cieszy) to zapraszam na moje inne blogi, które jak na razie utknęły w marnym punkcie i raczej w nim zostaną: www.blaine-mono.blogspot.com i www.chyzwar.blogspot.com :)
UsuńŻałuję,że opowiadanie to zakończyłaś, bo było genialne:) Przepraszam,że nie skomentowałam go tak obszernie, jak obiecywałam, ale ledwie wyrabiam z nauką. Moje nowe opowiadanie zaczęłam już publikować na blogu http://smak-duszy.blogspot.com Pozdrawiam:) Olga :)
OdpowiedzUsuńNa http://weryfikator.blogspot.com/ pojawiła się ocena Twojego bloga. Zapraszam.
OdpowiedzUsuńPiękne.
OdpowiedzUsuńNominowanie do liebster award na pathetic-souls.blogspot.com zapraszam serdecznie.
OdpowiedzUsuń