- Boję się –
powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Dante skwitował to kpiącym
uśmiechem, nie racząc jej nawet spojrzeniem. Wciąż siedział sztywno na krześle,
wlepiając wzrok w oko kamery.
- To nic nowego –
odpowiedział. „Mylisz się” chciała mu powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w
gardle. Przecież zdarzały się takie chwile, gdy strach był dla niej obcy.
Pamiętała je. Nie czuła wtedy lęku, nie drżała. Nawet tutaj, w szpitalu, od
którego tak bardzo zionęło tajemniczością i chłodem, umiała zachować zimną
krew, nie dać się objąć szponom strachu. To inni się jej bali. Pamiętała twarze
Sławka, Darii i doktora. Ich oczy, które wpatrywały się w nią z niepokojem.
Teraz jednak czuła strach, który opłótł się wokół jej szyi jak sznur dla skazańca.
„Jeszcze trochę, a zaplączę się w nim i uduszę”. Może byłoby to znacznie lepsze
od tego wszystkiego? Śmierć. To ona ją tutaj sprowadziła i najprawdopodobniej
jest także jedynym wyjściem.
- Przepraszam bardzo.
– W jej rozmyślania wdarł się głos demona. Spojrzała na niego wyczekująco. W
końcu odwrócił się ku niej i uśmiechnął paskudnie. – To ja jestem śmiercią. I
to ja zadecyduję, kiedy ciebie stąd zabrać, moja pani. – Mówiąc ostatnie słowa
pochylił głowę i wykonał płynny gest ręką, który prawdopodobnie miał być
ukłonem, a raczej jego parodią. Olga ponownie poczuła ukłucie smutku. „Drwij
sobie dalej. Widzę, że ciebie to bawi. Nie zabiorę tobie tej rozrywki”.
- Jesteś taka żałosna
– mówił Czwarty, wpatrując się w nią swoimi oczyma o zgniłozielonych tęczówkach.
Dziewczyna już kompletnie zapomniała jak straszne są jego oczy. Patrząc w nie
miała wrażenie, że schodzi w głąb jakiejś ciemnej jaskini, strasznie mrocznej,
podejrzanie cichej i cuchnącej zgnilizną. Z trudem przełknęła ślinę, walcząc z
mdłościami. – Myślisz, że to zabawa? – spytał, a w jego głosie wyczuć można
było gniew. Olga wiedziała czym może się to skończyć.
- Nie. Jestem
ostatnią osobą, którą to śmieszy.
Demon kiwnął głowy.
Mógł swobodnie czytać w jej myślach, wiedział więc, że nie zamierza go
denerwować. Chciała spokoju. W jej życiu ostatnimi czasy wydarzyło się
zdecydowanie za dużo jak dla jednej, smarkatej i słabej dziewczynki.
W sali zapadła cisza.
„Do końca życia słowo cisza oznaczać będzie dla mnie brzęczenie tej przeklętej
aparatury”. Spojrzała w zakratowane okno. Za brudną szybą chwiały się cienkie
gałęzie naznaczone gdzieniegdzie liśćmi. Miała wrażenie, że od bardzo dawna nie
wychodziła na zewnątrz. Ile mogła już tutaj być, w tym dziwnym miejscu, które z
pewnością było szpitalem? Tydzień? Dwa? Miesiąc? Straciła rachubę czasu. Dawali
jej jakieś leki, od których zasypiała. Potem budziła się. Jak na razie tylko
jeden, jedyny raz obudziła się w nocy, bez Dantego. Poza tym nie pamiętała w
ogóle zjadanych posiłków, wszystkich tych czynności, którym towarzyszyli
pielęgniarze, niczego. Jedynie pustka. Ciemna, ogromna pustka. „Wielu rzeczy
nie pamiętasz” – powiedział jej doktor, ten brzydki starzec. „Chcą mnie stąd
zabrać. Gdzie indziej. Może wyjdę w końcu na świeże powietrze? Może poczuję wiatr
na twarzy?” Prawie, że sobie to wyobraziła. Nigdy by się nie spodziewała, że
zatęskni za czymś tak przyziemnym i zwykłym. „A jednak”.
Dante kazał jej sobie
przypomnieć. Tak. Zdecydowanie powinna już z tym wszystkim skończyć. Ile można
trwać w tym obłędzie? Wystarczy otworzyć drzwi i wejść w mrok, do pokoju, na
samym końcu jej umysłu. Nie pamiętała w jakiś sposób udało jej się tam dostać
i, co najważniejsze, wyjść, ale za to doskonale wiedziała, jak ta wizyta się
skończyła. Krzyczała, płakała, aż w końcu przypominała bardziej obłąkaną niż
normalną. „Nie ma tutaj nic normalnego”.
Wpatrując się teraz w
okno, czując na sobie ciężar kołdry, spróbowała znaleźć drogę. Usilnie wbijając
się w długi sznur myśli wyrwanych z kontekstu, przepychając się między tłumami
informacji, szukała po omacku, prawie na ślepo, korytarza, który zaprowadziłby
ją do tamtego ciemnego pokoju, w którym czekał na nią trup. Poczuła dreszcze
skradające się po jej plecach. Trup – to słowo powodowało w niej jakiś
niepokojący strach. Dawno już wyrosła ze strachu przed potworami z szafy, a
horrory były przecież tylko bajkami. Trup jednak był prawdziwy. Trup leżał w
kostnicy, z literą Y na ciele, pamiątką po prosektorze. Trup znajdował się na
drodze, w kałuży krwi. Trup kiedyś oddychał, kochał, nienawidził, krzyczał,
śmiał się, płakał. Trup kiedyś żył. Trup był prawdziwy.
Jej trup był zagadką
– tajemnicą niepokojącą, którą musiała odkryć. Dante jej kazał. Sama śmierć jej
kazała. „Wiesz to” – szeptał głosik w
jej umyśle. „Znasz rozwiązanie tej zagadki”.
Ona jednak uparcie kręciła głową i bezradnie krzyczała: nie znam, nie mam
pojęcia o co chodzi! Głos znał jednak prawdę, bo uśmiechał się pobłażliwie
(jakim cudem coś bezpostaciowego może się uśmiechać?) i mówił: „Tak sobie wmawiasz”. To przerażało ją
jeszcze bardziej.
Wielu
rzeczy nie pamiętasz.
„Tak doktorku, masz
rację. Masz cholerną, pieprzoną rację”. Pytanie brzmi, czy chciała pamiętać?
Głosik krzyczał, a własciwie śpiewał rozpromieniony (lecz wciąż dziwnie
demoniczny i okropny): „Tak, tak, uciekłaś
w zapomnienie, by nie wiedzieć, by nie wiedzieć, by nie pamiętać, nie pamiętać,
to co złe, to co złe! Tak! Tak, zapomniałaś! Specjalnie, specjalnie...”
- Przestań! –
krzyknęła znacznie głośniej niż tego chciała. Poczuła się jak idiotka gadająca
sama do siebie. Głos roześmiał się, lecz dźwięk ten był już odległy, zamazany,
niknący. Oczyma wyobraźni widziała kpiący uśmieszek na ustach Czwartego, nie
odwróciła się jednak w jego stronę. Nie chciała mu dać tej satysfakcji. Nie
będzie pozwalała na jego dominację. Nie. Już nie.
Drżącą dłonią
odgarnęła włosy ze spoconego czoła i ponownie skupiła się na swoim umyśle. „To
chore. Nigdy nie znajdę drogi. Nie wiem co mam robić, jak ją odnaleźć? Nie
jestem nikim wyjątkowym, by umieć szperać we wlasnym umyśle”.
Potwór,
ta dziewczyna to potwór!
Brnęła dalej,
starając się ignorować strach i beznadziejne poczucie winy, którego nie powinno
być. Nie pamiętała, by zrobiła coś złego. Nie pamiętała. Może i coś zrobiła?
Może było to naprawdę złe i okropne? Innego wytłumaczenia nie było. Coś w niej
zna prawdę. Coś w niej skrywa ją przed nią. Coś w niej żałuje.
Nagle, nie wiedząc
czemu, jej myśli zeszły na zupełnie inny tor, inną drogę, o której już prawie
zapomniała, a przecież bywały dni, gdy czesto nią chodziła.
Zaczęła rozmyślać o
„Romeo i Julii”. Po prostu, ot tak, w umyśle widziała fragmenty z
szekspirowskiego dramatu, które zawsze drażniły ją swoją zawiłością,
sztucznością i przesłodzeniem, od którego miało ochotę obejrzeć się dobry,
brudny film o prawdziwym życiu, a nie, to pięknie wymalowane pachnącymi farbami
w pastelowych kolorach. Widziała w wyobraźni Romea – tego rozpaćkanego
romantyka, stojącego pod balkonem, na którym pojawia się Julia. Piękna,
zjawiskowa, niewinna. Rysy twarzy – idealne. Oczy piękne, niczym dwa głębokie
jeziora. Usta – a jakże! – zmysłowe i malinowe, stworzone do pocałunków. Nosek
zgrabny. Policzki zarumienione. Skóra zdrowa. Broń Boże jakaś krostka, meszek
nad górną wargą czy też widoczne naczynka! Jasne włosy falami opadają na
ramiona i nie, wcale nie są rozczochrane, a jeżeli nawet, to „zmysłowo
potargane przez wiatr”. Nasza Julia nie ma także jasnych włosków na rękach,
nogach i wzgórku łonowym. Nie ma brudu pod paznokciami, krzywych łopatek,
kościstych stóp, kanciastych kolan, szorstkich łokci i grubych palców. Skądże!
To ideał piękna. Ideał – nie człowiek, lecz ideał, postać fikcyjna, nierealna.
I to właśnie tą Julię – ten ideał, piękno wcielone, bezwłose, młode, niewinne,
cudowne, dotyka zaszczyt miłości prawdziwej. Lecz głupiej. Pochopnej. I to ona
– ten cud, bogini, kobieta marzenie, a właściwie jeszcze dziecko, umiera z
miłości nieszczęśliwej.
„Oj, bidulka. Takie
nieszczęśliwe to życie miała, no faktycznie. Skoro ta uroda jest ci
niepotrzebna, bo raczej nekrofili w pobliżu nie ma, to oddaj mi ją. Chętnie
przyjmę te twoje jasne loki, twarzyczkę śliczną i ciałko nieskalane żadnym
włoskiem i pryszczem”.
„Czemu akurat ta
przeklęta lektura? I czemu ta pierdolona Julia jest blondynką?”
Nie umiała znaleźć
odpowiedzi na to pytanie. Przez chwilę jeszcze siedziała na tej drodze,
wyzywając Romea, jego bezmyślność i własne pragnienia, przez które było tyle
nieszczęść. „A przecież nawet nie zauroczyła ciebie jej osobowość! Nosz kurwa,
nie wypieraj się tego!”. Gdy tak rozmyślała, usłyszała coś, czego najmniej się
spodziewała.
Dźwięk trwał może z
kilka sekund. Był tak wyraźny, że była przekonana, że słyszy go w sali.
Odwróciła się błyskawicznie, lustrując pomieszczenie wzrokiem. „Co robi szkolny
dzwonek w szpitalu?" pomyślała zdezorientowana, oglądając puste ściany.
Ten dźwięk miał w sobie coś przerażającego, upiornego, chociaż przecież
słyszała go tak często, kilka razy dziennie. Teraz jednak wzbudził w niej
niepokój. Kiedy ucichł, poczuła dziwną pustkę i ciszę. Jakie było jej
zdziwienie, gdy po chwili rozległ się szum i szmer rozmów, szuranie butów i
śmiechy, które to zawsze towarzyszyły rozchodzeniu się do klas. Przez krótką
chwilę czuła się tak zagubiona, że z trudem łapała oddech. Czy w ogóle umiała
jeszcze oddychać? Z przerażeniem wpatrywała się w ścianę, nie widząc nic,
oprocz samej ściany. A mimo to słyszała głosy. Realne. Zbyt realne by były jej
wyobraźnią. Nie spodziewała się, że ogarnie ją wzruszenie, które sprawi, że z
trudem powstrzyma łzy. Zacisnęła palce na kołdrze, czując wzbierający w niej
szloch. Szkoła. Wspomnienie tak odległe, tak zwykłe, przyziemne... Chyba za nim
tęskniła. Tak. Tak bardzo tęskniła.
- Wszystko w
porządku?
Głosy ucichły.
Chciała jeszcze krzyknąć – „Poczekajcie! Nie odchodźcie, zostancie ze mną!
Jeszcze przez chwilę, proszę”, ale powstrzymala się, a one odeszły. Zniknęły,
jakby coś je ucięło. Spojrzała z wyrzutem na Dantego. Uważnie przyglądał się
jej, przechylając głowę lekko w prawą stronę. „Nie, nic nie jest w porządku”.
Coś znowu próbowało zwrócić jej uwagę na to, że to już kolejne pytanie demona.
Czwarty nigdy nie pytał. On wiedział. A teraz... „Nie, starczy. Za dużo
nagmatwanych myśli naraz”.
I nagle odkryła
kolejny element układanki. Z przerażeniem wpatrywała się w oczy Dantego, jakby
to w nich znalazła odpowiedź, która na swój sposób ucieszyła ją – bo przecież
blisko już do rozwiązania zagadki – i jednocześnie zasmuciła – bo było to tak
okropne i przerażające, że aż mdliło ją na samą myśl. Poczuła wzbierający w
niej, obłąkańczy śmiech.
- Julia o blond
włosach – powiedziała, z trudem opanowując nerwowy, paniczny chichot. Usta
wykrzywiały się w parodii uśmiechu. Dante przyglądał jej się z niepokojem, ale
także satysfakcją. On wiedział, że Olga jest na dobrej drodze. – Pierdolona,
jasnowłosa Julia. I jej mokre od krwi pukle. Co też szkoła robi z ludźmi.
- Przypomniałaś
sobie? – spytał, wypranym z emocji głosem.
- O tak –
odpowiedziała z przesadną namiętnością. – Przypomniałam sobie. Wiesz, kochana
śmierci, chyba muszę wrócić do szkoły, bo tam jest początek tej popieprzonej
historii.
Roześmiała się, lecz
w jej śmiechu nie było niczego wesołego. Demon Śmierci przyglądął się jej ze
spokojem.
- Czas najwyższy –
szepnął, obserwując jak z jej oczu ucieka obłęd, ustępując miejsca rozpaczy.
Ciekawa jestem, co też szkoła ma wspólnego z ostatnimi wydarzeniami w życiu Olgi. Czyżby wydarzyło się tam coś, co też zmieniło całe jej życie? Czytając o jasnych włosach Juli, do głowy przyszła mi tylko jedna osoba: koleżanka dziewczyny. Nie wiem, czy ma ona wnieść coś do fabuły, jednak jej obraz po prostu mnie nie opuszcza. No i ma takie same odruchy poprawiania grzywki, której, przynajmniej u mnie już nie ma... Dante jak zwykle "pomocny", pociągający i jak prawie każdy demon dla mnie intrygujący. Tak, demony to coś co lubię, szczególnie takie bezczelne, ironiczne i tajemnicze. Chociaż, nie opuszcza mnie myśl, że Dante kogoś mi przypomina. Nie z charakteru, chociaż to dziwne, bo to właśnie on podsunął mi jego wygląd. Taaaaa....to bardzo dziwne. Z mojej strony to tyle, bye~
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Bardzo Ci dziękuję, za tak długi komentarz na moim blogu. Kiedy tylko przeczytam wszystkie Twoje rozdziały też postaram się tak skomentować.
OdpowiedzUsuńPo drugie: Bardzo się cieszę, że podoba Ci się moje imię, gdyż sama za nim nie przepadam i jestem zdania, że jest wiele innych, ładniejszych imion.
Po trzecie: Opowiadanie oddałam właśnie mojej becie, a gdy tylko otrzymam jego poprawioną wersję, zostanie ono od nowa opublikowane. Ukaże się ono na innym adresie. http://smak-duszy.blogspot.com
Pozdrawiam Cię. Olga :)
Na http://kompania-ocenowa.blogspot.com ukazała się właśnie ocena Twojego bloga. Zapraszamy.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało:) Bohaterowie pojawili się wcześniej w listach Talika tylko imię dziewczyny i "zjawy" zostały zmienione. Co do błędów to również dziękuję za wyłapanie. A tekst czytałam i to nawet kilka razy. Następnym razem będę musiała się lepiej przyjrzeć rozdziałom.
OdpowiedzUsuńWitaj tu Niuśka (z Oceniając) mój pobyt w sanatorium dobiegł końca, wakacje u babci ( we wsi zabitej dechami, z telewizją z dwoma programami i bez internetu ) także. Wchodzę na ocenialnie i patrzę, że ... jej nie ma. Zaraz usunęłam usunięcie bloga i to co zauważyłam ścięło mnie z nóg.
OdpowiedzUsuńBardzo was przepraszam, zawiodłam Was. Myślałam, że Sonrisa pociągnie to jakoś przez wakacje, myliłam się. Jeżeli chcecie, to przywrócę ocenialnie do życia, choć nie wiem czy jest jakikolwiek sens.Moje dobre imię zostało zszargane, pozwólcie mi je naprawić.
oceniajac.blogspot.com
Tu Akira z weryfikator.blogspot.com Niedługo Twój blog będzie pierwszy w mojej kolejce i chciałam się zapytać, czy Twoje opowiadanie nadal będzie prowadzone i czy dodasz w najbliższym czasie rozdział? Jeśli nie, to będę zmuszona wystawić odmowę, a tego bym nie chciała robić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie ma żadnego problemu, opowiadanie zostanie ocenione :)
UsuńPozdrawiam.
W związku z wprowadzeniem możliwości otrzymania oceny nieszablonowej, prosiłybyśmy o wybór rodzaju oceny (szablonowa/nieszablonowa). Nie spowoduje to zmian w kolejce. Informację o wyborze prosimy zostawić w zakładce "OD WAS".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ravelle |weryfikator.blogspot.com|
Na era-krytyki.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga [266].
OdpowiedzUsuńZapraszam do zapoznania się i pozostawienia opinii!
Pozdrawiam serdecznie:D
Cześć:) No cóż to ja Dusza z bloga dziecko-mroku.blogspot.com. Wiesz ta sama, co nosi imię Twojej bohaterki:) Czy mogłabyś mi podać swój numer gadu gadu? Proszę odpowiedź prześlij na mój email smak.duszy@gmail.com Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAż dziw bierze, że jednak coś pozytywnego może wyniknąć z przeglądania ocenialni. Udało mi się trafić na coś wyjątkowego.
OdpowiedzUsuńA wydawało mi się, że jestem znawcą internetowych opowiadań, naprawdę. Gdzie mnie nie było? Fanfiki, romanse, kryminały, cały materiał przerobiony, ale z czymś takim spotykam się po raz pierwszy.
(Nie wiem, czy w ogóle lubisz, ale musisz się przygotować na dawkę słodzenia)
Może zacznę od bohaterów, bo jest ich raczej niewielu. Olga jak dla mnie to postać uniwersalna, taka w którą mógłby się wcielić każdy, nawet jeśli nie ma złego dnia. Jej problemy dotykają lub przynajmniej kiedyś dotykały każdego w mniejszym lub większym stopniu. Jest zresztą człowiekiem z krwi i kości - nie można jednoznacznie ocenić, czy jest postacią negatywną czy pozytywną. Moją sympatię zdobyła błyskawicznie, choć zarówno Dante, doktor jak i ona sama przyznają, że kryje się w niej coś strasznego i niekoniecznie sympatycznego. Myślę, że w tym momencie już większość czytelników domyśla się o co w tym wszystkim chodzi (włosy, włosy), ale nigdy niczego nie mówisz wprost. Ja wciąż się zastanawiam, czy to wszystko, cały ten pokój, kamera i w ogóle, to nie jedno, wielkie urojenie. I tak jest dobrze, bo sprawiasz, że chce się więcej.
Dante to taki demon, którego łatwo sobie wyobrazić i szybko zapada w pamięć. Jest z jednej strony trochę czarujący, sympatyczny, wyrozumiały, a z drugiej ohydny, cuchhnący i kpiący. Czyli taki, jaki powinien być demon. Chociaż czasami ciężko mi jest na duszy, bo często zadaję sobie te same pytania co Olga, a on wtedy ją wyśmiewa i wyzywa od idiotek ;).
Wszystko jest owiane tajemnicą, ale nie w ten irytujący sposób. Nie, kiedy zacznie się czytać, chce się to wszystko doczytać do końca. Jest czternaście rozdziałów, Olga zaczna sobie przypominać, a ja się mimowolnie zastanawiam: co będzie dalej? Czy z tego wszystkiego wysnuję jakieś wnioski? Trzymam kciuki za tę historię, bo jak na razie jest zbyt dobra, by można było ją schrzanić.
Czternaście rozdziałów uległo mi bardzo szybko. Może dlatego, że niektóre były krótkie, ale dla mnie były idealne - najlepiej mi się takie czyta. Jak dla mnie wiesz dobrze, kiedy zakończyć dany rozdział i robisz to po mistrzowsku. Często moimi ulubionymi momentami rozdziałów są właśnie końcowe zdania.
W ogóle to chyba straszne, nakład lektur i w ogóle, ale czasami mam wrażenie, że gdzieś tu majaczy "Mistrz i Małgorzata" (chociaż pewnie ten Skawinski to nic innego jak czysty przypadek... prawda?). Często zresztą mam wrażenie, że na czymś się wzorujesz, ale robisz to tak świetnie, że po drodze stwarzasz coś zupełnie innego.
Szukam wciąż błędów, ale jest ich tak niewiele, że wątpię w swoje oczy. Radzę tylko sobie poczytać o różnicy pomiędzy "tą" a "tę", ponieważ tutaj rzeczywiście wkradło się kilka pomyłek. Nie pamiętam teraz dobrze, ale chyba kilka przecinków przed "niż" było wstawionych niepotrzebnie.
Ale ja oczywiście muszę jeszcze ponarzekać. Zwrócę uwagę na to, o czym mówiła oceniajaca, której wywody doprowadziły mnie do Twojej historii. Szata graficzna niestety jest ważna. Jest kilku osobników, którzy zupełnie się tym nie przejmują, ale większość polega na swoim pierwszym wrażeniu. I już nie mówię tutaj o jakichś wzorkach, kwiatkach i w ogóle, bo to też nie jest w moim stylu. Chodzi o to, że zdjęcie jest wspaniałe, pasuje niesamowicie, ale jest duże, więc trzeba zjechać kursorem dużo niżej, potem dopiero trafia się na kawałek wierszu Wojaczka, a potem dopiero do treści właściwej. To może wielu zniechęcić. Może zdjęcie spróbować przesunąć na prawą lub lewą stronę, a treści pozwolić wysunąć się na pierwszy plan? Zwłaszcza, że już pierwsze zdania zachęcają czytelników do dalszej lektury.
Pod jedną z ocen napisałaś, że nie masz czytelników. Cóż. Trudno, najwyżej będę wyjątkiem, bo nie mam zamiaru porzucić tej historii bez znajomości końcówki, dlatego mam nadzieję, że zmotywujesz się i niedługo dodasz jakiś nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie~
Bardzo dziękuję za taki porządny komentarz. Naprawdę strasznie mi miło, że moje opowiadanie się Tobie spodobało.
UsuńNie czytałam 'Mistrza i Małgorzaty", więc żadnych powiązań i inspiracji z tej książki nie czerpałam.
Jeszcze raz dziękuję - dobrze poczytać czasami tak obszerną dawkę słodzenia.
Pozdrawiam!