„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

13

Otworzyła powoli oczy, widząc nad sobą popękany, biały sufit. „Ciągle tutaj” pomyślała, próbując otrząsnąć się z pozostałości snu. W głowie czuła miarowe pulsowanie, a nadgarstki straszliwie ją piekły, chociaż ból był o wiele łagodniejszy niż ten, gdy obudziła się po raz pierwszy w tej szpitalnej sali. „Kiedy to było? Dawno, naprawdę dawno temu”.
- Tak się tobie tylko wydaje. – Doskonale znała ten głos. Dante siedział na krześle ustawionym po jej prawej stronie łóżka. Patrzył na nią z lekkim uśmiechem na ustach, przekrzywiając głowę w lewą stronę. Oparła się dłońmi o materac i podciągnęła do góry, do pozycji siedzącej. Poczuła mrowienie w palcach.
- Jak się spało? – spytał, opierając poparzone dłonie o kolana. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, ponownie zabrał głos. – Śpicie zdecydowanie za dużo. Zdecydowanie.
„Tak, a ty z pewnością spałeś mniej w całym swym demonicznym życiu, prawda?” Nie miała jednak wystarczająco dużo odwagi, by zadać mu to pytanie na głos. Nadal była tylko cichą, nudną Olgą, a on był jej jedynym towarzyszem, do którego mimo wszystko czuła strach i respekt. Rozejrzała się niepewnie po swojej sali, jakby szukając śladów świadczących o obecności doktora i pielęgniarek. Wspomnienia były jednak nieco zamglone, niewyraźne, jakby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Przeczesała palcami włosy, czując pod opuszkami chłodną skórę.
- Przypomniałaś sobie? – Wspomnienia przebiły się przez barierę i ponownie zalały jej umysł ciemną, cuchnącą falą. „Włosy. Zlepione krwią włosy.” Spojrzała na Dantego z niemą prośbą. To wszystko było dla niej za trudne. Nie chciała wiedzieć. Po prostu – nie chciała poznać prawdy, nie chciała sobie przypomnieć. Nie chciała. Chociaż nie tak dawno przecież była gotowa ją usłyszeć. Teraz jednak jej zdanie kompletnie się odmieniło. Wolała trwać w tym stanie niewiedzy i niepewności. Żyć w kłamstwie. Zdawała sobie sprawę, że to, czego nie pamięta wcale nie jest przyjemne. Demon westchnął, patrząc na nią z dezaprobatą.
- Musisz sobie przypomnieć – powiedział stanowczo. – Albo sobie przypomnisz, albo przegrasz, moja głupia, naiwna istoto. Chcesz przegrać?
Przechylił jeszcze bardziej głowę, pozwalając swoim potarganym, ciemnym kosmykom opaść na twarz. Jego oczy wpatrywały się w nią z intensywnością, a ona nie mogła oderwać od nich wzroku.
- Nie rozumiem, co oznacza „przegrać” – szepnęła zachrypniętym głosem. Czwarty zirytował się, parskając. Widocznie jej postawa go drażniła. Niedawno był przecież wobec niej bardziej sympatyczny, może nawet i wyrozumiały. Demon miał bardziej zmienny nastrój niż niejedna nastolatka.
- Jesteś głupsza niż mi się zdawało – powiedział, gładząc dłońmi materiał swoich ciemnych spodni. – Przegrać. Po prostu. Tu nie ma nic do rozumienia. Przegrać, czyli odwrotność „wygrać”. Znasz te pojęcia, moja droga? Znasz je?
Znowu się z nią droczył. Po raz kolejny wychodziła na idiotkę. Zacisnęła usta mocniej, by pohamować swoją złość. „Doktor mówił, że nie panuję nad emocjami. Może i miał rację. Może się zmieniłam. Może.”
- Oczywiście, że znam – odburknęła.
- Cieszy mnie to ogromnie. To teraz odpowiedz na moje pytanie. Chcesz przegrać?
Zastanowiła się przez chwilę. Cokolwiek kryło się pod pojęciem „przegrać” było oznaką słabości. „A słabych czeka śmierć” – pomyślała, nie wiedząc skąd zna to sformułowanie. Nie chciała przegrywać. Wygrywała liczne konkursy, z których praktycznie nic nie miała, oprócz kolejnego słownika i zażenowania z powodu spojrzeń znajomych. Dosyć często jednak dane jej było smakować porażki – na codzień, w życiu, wsród znajomych. To oni zawsze byli górą, lepsi, a ona przegrywała. Nie lubiła tego stanu. Zawsze dążyła do bycia idealną, chociaż doskonale wiedziała, że to niemożliwe. Ale Olga uwielbiała siebie okłamywać, więc było jej to na rękę. I tak za każdym razem odczuwała rozczarowanie, bo nie mogła dosięgnąć doskonałości. Nie, zdecydowanie nie chciała przegrać i tym razem.
- Nie chcę – szepnęła. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to oznacza tylko jedno. Jeżeli nie chce przegrać, musi sobie przypomnieć. „Nie ma innego wyjścia? Drzwi schowanych za szafą? Tunelu?” myślała czując tamten strach, gdy zagłębiała się w ciemności wspomnień, krzycząc razem z marą z jej umysłu. Po jej plecach przeszedł dreszcz, a ramiona pokryły się gęsią skórką. Bała się tego, co może odkryć. Żadne z tych dwóch możliwości nie były dla niej przyjemną perspektywą. Gdyby chociaż wiedziała, jaka kara spotka ją za przegranie, może nie miałaby problemu z wyborem. „Nie, starczy przegrywania.” Cała ta sytuacja była dołująca. Demon dający jej wybór, w którym każda z decyzji jest zła. To nie mogło się dobrze skończyć. Mimo okropnego uczucia strachu, które gryzło ją od środka, znalazła w sobie jakieś resztki odwagi, by wyjść na przeciw prawdzie. „Przynajmniej tak mi się wydaje”.
- To świetnie. – Rozległ się głos Dantego. – Teraz wystarczy, że sobie przypomnisz i po problemie.
Jemu wydawało się to takie proste. W rzeczywistości jednak wszystko było nazbyt skomplikowane jak dla kilkunastoletniej dziewczyny, w dodatku słabej i chorej. Przez to go tak nienawidziła – że ciągle przypominał jej o słabości, jaka w niej siedzi. Wiedziała, że nią gardzi. Dawał jej to odczuć dosyć często. A ona czuła się przez to jeszcze bardziej mała, nijaka i beznadziejna.
- Pomóż mi – poprosiła go, czując złość na samą siebie, że te słowa wyszły z jej ust. „Nie powinnam go błagać. Stanę się jeszcze bardziej bezwartościowa”. Demon przyglądał jej się z powagą, po czym wykrzywił usta i roześmiał się, przymykając lekko oczy. „Znowu” pomyślała z goryczą, spuszczając wzrok. Dante śmiał się ochrypłym, nieprzyjemnym śmiechem, który nie tak dawno wychodził także i z jej gardła. Kiedy już się opanował, wciąż z cieniem rozbawienia na twarzy, nachylił się w jej stronę.
- Jedynie ty sama możesz sobie pomóc. Tylko ty.
Ponownie ogarnął ją gniew. „Skoro chcesz żebym sobie przypomniała to mi kurwa pomóż! Tak to nigdy nie ruszę z miejsca i zgniję w tym szpitalu!”. On jednak milczał, jakby udając, że nie słyszy jej myśli. Już prawie przyzwyczaiła się do jego ohydnego odoru zgnilizny, jaki przebijał się przez mdławy zapach perfum.
- Nie dam rady – szepnęła, unosząc oczy na demona. Jego twarz nie wyrażała emocji, równie dobrze mogłaby być tylko zwykłą maską.
- Och, musisz sobie dać radę. Nie masz innego wyjścia, moja pani.
Te słowa jej nie pomogły. Spojrzała mimochodem na oko kamery, które natarczywie wpatrywało się w nią. „Czy jesteście tam, po drugiej stronie? Czy widzicie, jak rozmawiam z mężczyzną w ciemnym fraku jakby wyciągniętym z powieści di Fulvio? Pijecie kawę, siorbiąc i opowiadając sobie dowcipy, kiedy ja zamartwiam się nędznymi resztkami życia? Patrzycie jak cierpię starając się jednocześnie poznać prawdę i oddalić ją od siebie? Macie przy tym niezły ubaw? Tak? Mamo, czy jesteś wraz z nimi, siorbiąc herbatę i krztusząc się ze śmiechu, bo wszyscy wiecie, tylko ja nie wiem? To naprawdę takie śmieszne? Tak cholernie śmieszne? Zabójczo śmieszne?”
- Kiedy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy również w głąb ciebie. – Usłyszała głos Dantego. Mrugnęła i spojrzała się na niego z pytającym wyrazem twarzy. On również wpatrywał się w ciemny obiektyw kamery, dopiero po chwili odwrócił się w jej stronę.
- Cytat – powiedział. – Cytat, który znalazłem w twoim umyśle. Z książki.
Kiwnęła głową. Ponownie zawiesiła spojrzenie na kamerze. „Tak. Ja wpatruję się w nią, a ona we mnie. To nie jest przyjemne uczucie. Nie, zdecydowanie nie.”
- Żeby sobie przypomnieć... – zaczęła słabym głosem, nie odwracając się w stronę Czwartego. – ...muszę ponownie wejść do pokoju, prawda?
Nie musiała mu tłumaczyć, o jaki pokój jej chodzi. On doksonale wiedział. To było chyba jego największą zaletą, tego brakowało jej w doktorze Skawinskim. Tego brakowało jej w ludziach, jakich kiedykolwiek znała. Najbardziej pożądana przez nią cecha – umiejętność zrozumienia, bez zbędnych pytań.
- Oczywiście, moja droga. Na twoim miejscu już zbierałbym siły na kolejne odwiedziny. Kto wie, co jeszcze tam znajdziesz? – Na samą myśl poczuła strach. Gdy weszła pierwszy raz, nie skończyło się to dla niej dobrze, a co dopiero gdy zrobi to po raz kolejny, i kolejny, i kolejny...
- To mi pomoże?
- Powinno.
Kiwnęła głową. Dante znowu był tym samym Dantem, który milczał wraz z nią, pozwalając by i ona milczała. Nie był złośliwy, nie gardził nią i nie kpił z niej. Tak mogłoby już zostać na zawsze. Ona i demon w szpitalnej sali, bez większego sensu wpatrujący się w kamerę. Wiedziała jednak, że to będzie musiało minąć, gdy tylko pozna prawdę. „Ale kiedy to będzie? Za tydzień, dwa? Miesiąc? Rok?” Ta perspektywa ją przerażała. Tyle czasu w tym paskudnym, dziwnym miejscu! Z drugiej strony zaś cieszyła się, że będzie mogła odkładać w czasie przypomnienie sobie o tym, o czym zapomniała. I samo trwanie z Czwartym, w milczeniu, było kuszące. Wolała to o wiele bardziej od rozkrzyczanych korytarzy, chodników i telewizji wypełnionej śmiechami sztucznych ludzi, szczęśliwszych i lepszych od niej. Tu mogła spokojnie być cicha i ponura, nie osądzana jednocześnie o bycie nudną.
Poruszyła odrętwiałą nogą. I nagle jej myśli skupiły się na czymś innym. Spojrzała na białą podłogę, a potem ponownie na kształt pod kołdrą, który był jej kończynami. Ta myśl, choć głupia i nic nie znacząca, wprawiła ją w zastanowienie.
- Ani razu nie schodziłam z łóżka – szepnęła bardziej do siebie niż do Dantego.
- Słucham? – spytał demon, pierwszy raz po przebudzeniu nie pojmując czegoś z jej słów. Przez chwilę w jej umyśle zapalił się czerwony wykrzyknik, jakby chcąc krzyknąć do niej, że coś jest nie tak, że demon nigdy nie zadawał takich pytań, że zawsze wiedział, o co chodzi, ale ona go zignorowała.
- Nie dotknęłam podłogi. – Przeniosła spojrzenie na niego, jakby czekając, na jakąś reakcję. On jednak przyglądał się jej z tym samym otępieniem, co wcześniej. „Nic to dla niego z pewnością nie znaczy, zresztą, to bezsenoswne. Dlaczego miałabym się nad tym zastanawiać? To nie pomoże mi sobie czegoś przypomnieć”. Przez chwilę miała ogromną ochotę odczepić od siebie te plastikowe rurki i oprzeć stopy o zimną podłogę, poczuć ją pod sobą.
- Kto nie dotknął ziemi ni razu – zaczął Dante swoim automatycznym głosem, wpatrując się bez zainteresowania w białą posadzkę. - Ten nigdy nie może być w niebie.
Chociaż Olga doskonale wiedziała, że wygrzebał ten cytat z jej umysłu, to poczuła dziwne ukłucie w sercu, które z pewnością mogło być strachem. Przełknęła z trudem ślinę i tak samo jak demon zapatrzyła się w podłogę, trawiąc jeszcze jego słowa.


- - - - - - - - - - -
Cytat pierwszy - Friedrich Nietzsche, cytat drugi - Adam Mickiewicz ("Dziady").

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz