Siedziała
na łóżku, wpatrując się w jego przystojną twarz. Uśmiechał się do niej. Robił to
często, owszem, ale w tym przypadku jego uśmiech wydawał się pozbawiony
złośliwości, może nawet przyjazny. „Czego chcesz, podstępna kreaturo?”
Odpowiedzią był jego śmiech. Oparł się naznaczonymi bliznami dłońmi o kolana i
nachylił do przodu, przekrzywiając nieco głowę. Ciemne włosy opadły mu na czoło
i oczy. Wyglądał jeszcze bardziej groteskowo niż wcześniej.
-
Znowu zadajesz to pytanie. Powtarzasz się, moja droga.
Przemilczała
jego uwagę, skupiając się na kamerze tkwiącej pod sufitem. Najdziwniejsze w tym
wszystkim nie było to, że nikt nie wyjaśnił jej sytuacji w jakiej się znalazła,
ani nawet obecność samego demona, lecz to, że Olga powoli przyzwyczajała się do
swojego nowego położenia. Może nawet czuła się w nim komfortowo, dobrze. Chociaż
tkwiła w sieci pytań, które strasznie ją gryzły, to akceptowała to, czuła się
tutaj normalnie. „Normalnie? Wszystko to jest nienormalne. Demony. Ta sala. Ja”.
Przez chwilę coś w jej myślach usilnie kazało jej się zastanowić, chciało
zwrócić na siebie jej uwagę, ale zanim zdążyła to zrobić, usłyszała głos
Dantego.
-
Zastanawiasz się, czemu nikt nie przyszedł. – Nie było to pytanie. Spojrzała na
niego, a właściwie jego profil. On również przyglądał się kamerze. – Cóż, może
ktoś przyjdzie. A może nie.
-
Jak to? – Niezrozumiała go. Przecież ktoś musi przyjść. Kroplówka, opatrunek,
jedzenie – ktoś musi się tym wszystkim zajmować. I dlaczego nie jest w ogóle
głodna? Dlaczego ma pusty pęcherz? Dlaczego nie śmierdzi potem i brudem?
Dlaczego?
Demon
skierował swoje zgniłozielone oczy na nią.
-
Musisz sobie przypomnieć coś, o czym zapomniałaś.
To
tylko rozgniewało Olgę. Po raz pierwszy, od kiedy znalazła się w tym
pomieszczeniu wraz z tym przeklętym demonem, nie umiała zapanować nad
wzbierającym w niej gorzkim gniewem.
-
Przestań to powtarzać! – krzyknęła, zaciskając palce na materiale kołdry. Dante
otworzył szerzej oczy, jakby nie spodziewając się takiej rekacji z jej strony. –
Wiem, doskonale o tym wiem! Kurwa, jakie to wszystko popierdolone! To miejsce,
ty, życie i ta pieprzona kamera! Wszystko! Tak bardzo chciałabym z tym skończyć,
mieć święty spokój! Rozumiesz? Rozumiesz to cholerny skurwysynu? Spokój. Chcę
spokoju... – jej ochrypły krzyk przerodził się w płacz. Ciepłe łzy spłynęły po
jej policzkach, a usta zaczęły drżeć. Cała się trzęsła, ściskając w spoconych
dłoniach kołdrę, zaciskając ją w palcach aż do bólu. Demon patrzył na nią w
ciszy, jakby czekając aż się uspokoi. „Nie, nie uspokoję się. Nie teraz. Jestem
żałosna. Jestem beznadziejna. Jestem po prostu słaba”. Osunęła się w łóżku,
opierając głowę o poduszkę i mocząc ją łzami. Przymknęła oczy i skuliła się pod
kołdrą, którą wypuściła w końcu z palców. Nie chciała na niego patrzeć. Na
niego, na tą przekletą salę, kamerę i drzwi, które się nie otwierały. Miała już
dosyć. Całe jej życie było pasmem szarości. Nudne, bezproduktywne, suche i
żałosne. Ona sama stanowiła tylko mdły dodatek, niczym żywy trup chodzący między
ludźmi. Chciała od tego odejść, wyrwać się z tego. Nie udało jej się. „Następnym
razem zabiję się skuteczniej” pomyślała, zagłębiając się w czerń i nie
przejmując się łzami i mokrym nosem. Dlaczego to wszystko ją spotkało? Dlaczego
nikogo przy niej nie ma? Dlaczego to wszystko takie pogmatwane i trudne?
-
Poznasz odpowiedzi. – Przez barierę ciemności i jej zakłóconego łkaniem oddechu,
przebił się bezbarwny głos Dantego. – Poznasz je, kiedy tylko sobie przypomnisz.
Wątpię jednak, żeby one ciebie usatysfakcjonowały. Mimo wszystko, musisz sobie
przypomnieć, moja pani. Po prostu musisz.
Nie
spojrzała na niego. Wciąż leżała na łóżku skulona, nakryta kołdrą i pozornie
bezpieczna. Czuła się jak mała dziewczynka, bezradna i zagubiona. Jedyne co
mogła zrobić to schować się. Schować w sobie, gdzies głęboko. Zamknąć oczy i
usnąć, w poczuciu bezpieczeństwa i ciepła. Uparcie milczała i ignorowała demona.
„Wciąż tam jest?” pytała samą siebie, gubiąc się już w czasie. Minęły może
minuty, albo godziny. Możliwe, że cały dzień. Nieważne. Nawet jeżeli wciąż
siedział na tamtym łóżku to był cicho i nie przerywał jej tej złudnej chwili
spokoju i beztroski. Jedynym dźwiękiem było brzęczenie aparatury. Nawet jej
łkanie ustało. Łzy schły na policzkach i mokrej już poduszce. Po jakimś czasie
usnęła.
Obudził
ją straszliwy chłód.
Odruchowo
spróbowała naciągnąć na siebie kołdrę, jednak nie mogła jej znaleźć. Jej palce
natrafiały tylko na piżamę i prześcieradło. Skuliła się jeszcze bardziej, wciąż
próbując wrócić do krainy snu. Dopiero po chwili wszystko uderzyło w nią ze
zdwojoną mocą. Okropnie obolałe ciało, osłabienie, czyjaś dłoń chwytająca ją za
ramię i głosy, tak nieprzyjemnie głośne i gwałtowne. Szybko otworzyła oczy,
wyrywając się osobie, która próbowała złapać ją za rękę.
„Co
się dzieje?” przemknęło jej tylko przez myśl.
Pomieszczenie
było niezwykle jasne, nieprzyjemnie jasne i w dodatku zimne. Na jej
przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Dopiero gdy bodźce zewnętrzne do niej
dotarły, obraz jaki widziała nie był już zamglony i rozedrgany, a ból osłabł,
ujrzała ich.
Kobieta,
której dotyk czuła, wciąż wyciągała rękę w jej stronę, jakby nie dowierzając w
to, co się dzieje. Miała miłą twarz, pooraną zmarszczkami. Pojedyncze, jasne
kosmyki opadały na jej czoło, reszta włosów spięta była z tyłu głowy. Blękitne
oczy przyglądały jej się z niepokojem, a usta zamarły w połowie słowa, lekko
uchylone.
-
Obudziła się – błyskotliwie stwierdziła kobieta, cofając rękę. Obok niej pojawił
się mężczyzna, dużo młodszy, o ciemnych włosach i tego samego koloru oczach,
który trzymał w dłoniach kołdrę. Wzrok miał zacięty i opanowany. Olga przez
chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Było jej zimno, niedobrze i całe jej ciało
krzyczało z bólu. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wykrztusić słowa, jakby
w gardle miała gulę. „Jak długo spałam?” myślała zdezorientowana, rzucając
pytające spojrzenia intruzom.
-
Spokojnie – przemówił do niej mężczyzna, odwzajemniając jej spojrzenie i
odkładając powoli kołdrę na jej łóżko. Dopiero teraz zobaczyła, że obydwoje mają
białe stroje, rękawiczki i plakietki z imionami, których nie mogła rozczytać.
Objęła swoje drżące ramiona i podciągnęła kolana, czując przenikający jej ciało
chłód. Zasyczała z bólu, gdy zbyt mocno ucisnęła obandażowane nadgarstki. Z jej
żył sterczały wenflony.
-
Trzeba kogoś zawołać – szepnęła kobieta do swojego towarzysza, jakby Olgi w
ogóle tutaj nie było. W jej głosie słychać było strach. „Przed czym?”.
-
Zaraz – odpowiedział mężczyzna, jednak pielęgniarce się to nie
spodobało.
-
Trzeba to zrobić natychmiast.
-
To idź – odburknął. – Ja jej przypilnuję. – Po czym ostrożnie cofnął się i
przysunął krzesło do jej szpitalnego łóżka i usiadł na nim, wciąż nie
spuszczając z niej wzroku, jakby mogła lada moment go
zaatakować.
-
Jak chcesz – rzuciła kobieta, obdarzając Olgę wystraszonym spojrzeniem. Szybko
odwróciła się i ruszyła ku uchylonym drzwiom. „Pierwszy raz widzę je otwarte”
pomyślała dziewczyna, odprowadzając ją wzrokiem. „Bała się mnie” zdała sobie
nagle ze zdziwieniem sprawę. „Ale to bez sensu. Przecież nic bym jej nie
zrobiła. Bała się, że mogę znowu spróbować siebie skrzywdzić? Nawet mnie nie
zna. Czemu zależy jej na moim bezpieczeństwie? Byłaby odpowiedzialna za moją
śmierć, owszem, ale nie zrobiłabym tego. Nie dałabym rady im
obu...”
-
Olgo. – Z rozmyślań wyrwał ją głos pielęgniarza. Z jego twarzy wyczytać można
było opanowanie i spokój, ale w oczach czaiła się niepewność i lęk. „Czy oni
powariowali? Jestem tylko dzieckiem! Czemu patrzą na mnie ze strachem?”.
Ciemnowłosy mężczyzna uśmiechnął się słabo, jakby chcąc dodać jej otuchy. „Daj
mi kołdrę, a nie uśmiechasz się jak debil” pomyślała, drżąc.
-
Jestem Sławek. Razem z Darią opiekujemy się tobą – mówił. „Tego się domyśliłam”
pomyślała z przekąsem, przyglądając się jego twarzy. Mógł mieć z dwadzieścia
kilka lat. Nie był tak przystojny jak postać, w jaką wcielił się Dante, ale, no
cóż, do brzydkich też nie należał. Miał lekko orli nos, duże oczy, ciemne gęste
brwi i szczupłą, podłużną twarz o ostrych rysach. Poczuła się nagle nieswojo.
Mocniej objęła ramiona.
-
Nie musisz się nas bać – kontynuował. „Kto się tutaj kogo boi?” pomyślała. Nie
mogła już dłużej znieść tego chłodu. Nachyliła się i spróbowała złapać kołdrę. W
tym momencie Sławek wstał szybko z krzesła, które w rezultacie przewróciło się,
i odskoczył do tyłu, jak najdalej od łóżka. Na jego twarzy widać było strach,
który zastąpił opanowanie. Olga z niepokojem zauważyła, że mężczyzna zaciska
dłoń na czymś przymocowanym do paska spodni, co wyglądało na paralizator. Bał
się jej. Z jakiegoś powodu się jej bał. I był przygotowany na atak. „Jaki,
kurwa, atak?” myślała, niedowierzając. „Nie powinien się mnie bać. Nic mu
przecież nie zrobię”, jednak gdzieś w głębi duszy podobał jej się ten strach w
jego oczach. Strach przed nią.
Wymownie
spojrzała na kołdrę, której krawędź trzymała już w palcach. Mężczyzna powędrował
wzrokiem za jej spojrzeniem.
-
Zimno – wychrypiała Olga. Mówienie sprawiało jej ból. Usta były jakby odrętwiałe
i obce, a słowa tworzone w jej umyśle nieporadnie z nich wychodziły, jakby
zapomniała sztuki mówienia. – Jest mi zimno. Przepraszam.
Pociągnęła
kołdrę w swoją stronę i okryła się nią. Ręka mężczyzny odsunęła się od
paralizatora. Sławek uśmiechnął się słabo, starając się zakryć speszenie. Było
mu pewnie głupio, że dał się tak łatwo porwać strachowi. Podniósł krzesło i
oparł się o nie dłońmi, już na nim nie siadając. Nie powiedział ani słowa,
starając się jak najrzadziej na nią patrzeć, co chwila jednak upewniał się, czy
nie zmieniła swojej pozycji. „Musisz sobie przypomnieć” – przemknęły jej przez
myśl słowa Dantego. „Tak, muszę sobie przypomnieć... Tylko co?” Spojrzała na
wystraszoną twarz Sławka, który spoglądał z niecierpliwością na uchylone drzwi.
Obydwoje czekali w milczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz