„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

12

Doktor wydawał jej się stary i ponury. Prawie że białe włosy, przerzedzone na czubku głowy, zaczesywał za kluchowate uszy. Obwisła skóra na policzkach i żuchwie oraz kartoflowaty nos nadawały mu rozlazły wygląd, którego nie powstydziłby się uliczny pijak. Jedynie otoczone siateczką zmarszczek oczy o szarych tęczówkach wydawały się bystre i przytomne. Mężczyzna nie uśmiechał się, co dodatkowo ochładzało jego wyraz twarzy. Olga zdała sobie sprawę, że nie polubi tego człowieka.
Stanął obok jej łóżka, spoglądając na maszynerię i liczne kroplówki, jakby sprawdzając, czy wszystko dobrze działa. Za nim kryła się Daria, jakby chcąc schować się za jego obszernymi plecami. Nerwowo skubała rąbek fartucha.
- Witaj, Olgo – przemówił ochrypłym głosem doktor, posyłając jej zimne spojrzenie. – Kojarzysz mnie?
Próbowała sobie przypomnieć, czy gdzieś widziała już tą twarz, jednak napotykała tylko ciemną pustkę. Pokręciła przecząco głową, czując się jak w transie. Mężczyzna wymienił spojrzenie ze Sławkiem, jednak Olga nie zrozumiała o co im chodzi.
- No tak... – powiedział tylko, po czym odchrząknął paskudnie. - Jestem twoim lekarzem wiodącym, nazywam się Skawinski. Zajmuję się tobą odkąd tylko znalazłaś się tutaj.
Patrzył na nią, jakby czekał na jakąś reakcję z jej strony. „Znowu to samo, co z Dantem” pomyślała rozgoryczona. Samo wspomnienie tamtego poniżenia wywoływało w niej smutne emocje. Odgarnęła kosmyk włosów, który opadł na jej czoło i mocniej przycisnęła do siebie kołdrę.
- Miło mi – szepnęła słabym głosem, czując, że w tym spotkaniu nie będzie niczego miłego. Chociaż miało także swoje zalety – w końcu może pozna odpowiedzi na te wszystkie pytania, które dręczyły je przez poprzednie dni. Nareszcie zaspokoi głód informacji i nie będzie musiała wysłuchiwać ględzenia Dantego. Ci ludzie od tego tutaj przecież są – w końcu pokwapili się i przyszli do niej wszystko jej wyjaśnić. Potem może przyjdzie mama i będzie dobrze. Nareszcie będzie dobrze. Taką przynajmniej miała nadzieję. Uśmiechnęła się w duchu, gotowa na zadawanie pytań, chociaż kompletnie zaschło jej w gardle. „Niech doktorek powie, co ma powiedzieć, a dopiero później zasypię go pytaniami”.
Mężczyzna usiadł na krześle, o które opierał się Sławek. Chłopak szybko zabrał dłonie, ratując je przed zgniecieniem między ciężkimi plecami, a oparciem.
- Możecie nas zostawić samych – powiedział lekarz swoim szorstkim głosem, nie oglądając się nawet na pielęgniarzy. – Dario, powiedz Sarze, żeby wzmocniła leki.
Kobieta kiwnęła głową, nie zdając sobie sprawy, że Skawinski nie widzi tego gestu, siedząc do niej plecami. Jeszcze raz obrzuciła ją przerażonym spojrzeniem i pospiesznie wyszła z sali. Za nią podążył Sławek, który jednak był wystarczająco speszony wybuchem swojego strachu i nie miał odwagi unieść wzroku, który wlepił w posadzkę. Gdy tylko wyszedł z pomieszczenia, zamknął za sobą mosiężne drzwi. Olga poczuła się nieswojo, jak w zamkniętej klatce.
Mężczyzna nawet nie silił się na uśmiech. Była już pewna, że z jego strony nie usłyszy słów pocieszenia. Zresztą, po co jej pocieszenie? Jedyne czego chciała, to poznać w końcu odpowiedzi. Nawet jeżeli miały być wypowiedziane ponurym, pochmurnym głosem. Była na to gotowa. Czekała cierpliwie.
- Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko się obudzisz. Zazwyczaj udaje nam się zdążyć z umyciem ciebie i przebraniem – mówił, patrząc jej prosto w oczy. On jedyny nie wykazywał żadnych oznak strachu, a jeżeli nawet, to doskonale go ukrywał.
Wykrzywiła twarz w grymasie niezrozumienia. To powoli zaczynało ją drażnić. Wszystko było zbyt skomplikowane. Ciągle gubiła się i błądziła, a nikt nie pomagał jej znaleźć odpowiedniej drogi. „Zazwyczaj? Co to ma znaczyć? Przecież nie przypominam sobie, by ktoś do mnie przychodził. Oprócz Dantego, oczywiście”. Nie dawała jej spokoju także inna rzecz, a mianowicie spojrzenie jakie wymienili miedzy sobą doktor i jej opiekun. Coś tutaj było bardzo nie tak.
- Gdzie moja mama? – spytała, przezwyciężając ból. Przymrużyła powieki, by powstrzymać zbierające się w kącikach oczu łzy. Mężczyzna jednak nie odpowiedział, jakby to pytanie w ogóle nie miało miejsca w ich rozmowie.
- Myśleliśmy, że dawka jest wystarczająco duża, by móc wyrobić się w czasie. Będziemy musieli ją jednak chyba zwiększyć, ale bez obaw, wkrótce twój organizm się do tego przyzwyczai. Potem zresztą takie drastyczne środki nie będą potrzebne, prawda? To wszystko zależy od ciebie. – W jego spojrzeniu coś się zmieniło. Stało się ono bardziej ostre, a także groźne. Nie czuła się komfortowo, kiedy tak na nią patrzył.
Rozważała jego słowa w milczeniu, słysząc brzęczenie aparatury, od której odbijały się promienie słońca wpadające przez okratowane okno. „Nie będą potrzebne? A niby co się zmieni? Nagle okazuje się, że wszystko zależy ode mnie... Co mam sobie przypomnieć?! Kurwa, wcale mi nie pomagacie”.
- Gdy już będziesz w stanie normalnie funkcjonować i panować nad swoimi... nieprzemyślanymi odruchami... – ostrożnie wypowiedział te słowa. – ...to przeniesiemy ciebie do innego ośrodka, z pewnością bardziej komfortowego i przyjemnego niż ten tutaj.
Rozejrzała się po sali, do której zdążyła się już przyzwyczaić. Białe ściany, biały sufit, biała posadzka. Wszystko białe. I ta paskudna, malowana na biało krata w oknie o brudnych szybach. Mosiężne drzwi, od których bił chłód, proste łóżko z białą pościelą oraz kamera wetknięta w róg. To wszystko wydawało jej się czymś oswojonym, jej własnym azylem, choć przecież obcym. To nie był jej dom. Mimo to, z dnia na dzień czuła się tutaj coraz bardziej bezpieczna. Świadomość, że będzie musiała opuścić to miejsce i od nowa oswajać się gdzie indziej, w nowym miejscu, tylko pogarszała jej i tak złe samopoczucie.
- Nieprzemyślane odruchy? – spytała słabo, nie mogąc pojąć, o czym mówi Skawinski. Mężczyzna ponownie westchnął, jakby po raz kolejny tłumaczył coś niepojmującemu dziecku. „Zaczynasz mnie wkurzać, kolego” pomyślała, zaciskając mocniej palce na materiale kołdry.
- Nie radzisz sobie z opanowaniem emocji – zaczął spokojnym tonem. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Kto jak kto, ale ona? Zawsze miała siebie za oazę spokoju. Czasami zdarzały jej się jakieś wybuchy, owszem, na przykład taki jak ostatnio z Dantem, ale to rzadko kiedy. Zresztą, skąd on o tym mógł wiedzieć? Czyżby widział Czwartego? Ta myśl przeraziła ją. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział o ich spotkaniach, chociaż było to dosyć dziwne uczucie, którego nawet nie próbowała pojąć. Po prostu nie chciała i już.
- Jesteś wybuchowa, agresywna – kontynuował dalej. Olga mogła tylko przysłuchiwać się temu z otępieniem balansującym na granicy rozbawienia. „Ja agresywna? Chyba coś się tobie pojebało, doktorku. Powariowaliście. Wszyscy”. – Ciężko jest nam nad tobą zapanować. Kojarzysz Sarę?
„Tak, może jeszcze sypnij mi dziesiątką innych imion? Może w końcu trafisz na jakieś, które znam?”. Pokręciła przecząco głową, zirytowana. Mężczyzny to nie zadowoliło. Zmarszczył swoje siwe brwi, przybierając tym samym srogi i zarazem zamyślony wygląd.
- Będzie trzeba coś z tym zrobić... – zaczął z zamyśleniem, lecz szybko zmienił temat, nie dając jej nawet możliwości do zadania pytania. – Sara rozdaje leki. To niska szatynka, dosyć młoda. Ostatnio, gdy przyszła zmienić twoją kroplówkę, podrapałaś ją po twarzy.
„To niemożliwe”. Olga z niedowierzaniem wpatrywała się w nieprzyjazną twarz lekarza. Trudno jej było w to wszystko uwierzyć. Niczego z tego, co mówił, nie pamiętała. Chociaż próbowała sobie przypomnieć, nic to nie dawało, w jej głowie ciągle była pustka. To tylko bardziej ją denerwowało. Ta ciągła bezsilność wobec słabego umysłu, z którego nie było żadnego pożytku. Mogła tylko polegać na tym, co mówią jej inni. Jedyne, co pamiętała, to rozmowy z Dantem i nieliczne przebudzenia. Nie mogła za to przywołać w pamięci obrazu Sary. Nie, nie pamiętała tego. Była pewna, że nikt do niej nie przychodził. Nikt, oprócz Dantego.
Spojrzała w szare oczy Skawinskiego. Dopiero teraz dostrzegła w nich coś jeszcze oprócz opanowania i surowości. I to nie był niestety strach. Mężczyzna patrzył się na nią z odrazą oraz pogardą. Poczuła się przy nim nieprzyjemnie, jakby miała na sumieniu jakąś większą zbrodnię, a przecież nic takiego nie zrobiła! Przypomnij sobie coś, o czym zapomniałaś – powiedział jej Dante. „Gdyby to tylko było prostsze!”.
- Nie zrobiłam tego – zaprzeczyła z pewnością siebie. Nawet nie zadrżał jej głos. To oczywiste, że tego nie zrobiła. Po co miałaby atakować tą kobietę? Więc dlaczego, skoro mówiła prawdę, czuła się tak, jakby kłamała?
- Olgo – westchnął doktor. – Uwierz mi, że to zrobiłaś. Po co miałbym kłamać? Nie widzę w tym sensu. Jeżeli jednak nie ufasz mi, mogę zawołać Sarę, żebyś na własne oczy zobaczyła ślady po zadrapaniach.
Czekał, aż mu odpowie. Z jego oczu wciąż nie znikała odraza. „Przestań się tak patrzeć! Nic nie zrobiłam, głupcze! Nic!”. Poczuła mokrą strużkę spływajacą po jej zaciśniętej pięści.
- Chcesz tego? – spytał, mrużąc te swoje pełne pogardy oczy w kolorze brudnego chodnika. – Chcesz, żebym przyprowadził Sarę?
„Ty pieprzony skurwysynie” myślała, z trudem opanowując krzyk wściekłości. On się z nią bawił. Droczył. Poniżał. Gardził nią, czuła to. Chciał, żeby okazała złość, by mógł postawić na swoim. Po prostu to czuła. Zacisnęła mocniej palce, ignorując ból.
- Nie zrobiłam tego – powtórzyła z uporem przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. Tym razem nie westchnął. Po prostu przyglądał jej się, jakby była ciekawym zjawiskiem.
- Olgo, wielu rzeczy nie pamiętasz – „Z tym się akurat zgodzę, staruszku” pomyślała z goryczą, będąc na granicy histerycznego płaczu. „Z tym jednym się zgodzę. Ale muszę sobie coś przypomnieć. Dante tak powiedział. Muszę sobie przypomnieć...”.
- Kiedy tylko twoja sytuacja będzie już stabilna, wszystko się zmieni – zapewnił. Jednak jej nie interesowały żadne zmiany. Chciała się dowiedzieć. Poznać prawdę. Usłyszeć odpowiedzi na dręczące ją pytania. On miał być jej nadzieją, ratunkiem. Miał być kimś, kto zabierze od niej ten ciężar niepewności. „Pomóż mi przypomnieć sobie!” krzyknęła w głębi siebie.
Wiedziała, że sporo drzwi w jej umyśle zatrzasnęło się z hukiem, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Czy gdzieś tam za nimi była podrapana kobieta imieniem Sara? A może coś jeszcze gorszego?

Dlaczego to zrobiła? Dlaczego?! To potwór! Ta dziewczyna to potwór!
Otworzyła szerzej oczy. „Czyj to był głos? Czyj głos?!” Nie widziała już lekarza, lecz ciemną pustkę. Przez chwilę słyszała krzyki, tak przeraźliwe i wyraźne. Jakaś cząstka niej rozkoszowała się tym krzykiem przepełnionym bólem, strachem i niedowierzaniem. „To ohydne” zemdliło ją. Jednak jej umysł postanowił uchylić drzwi. Te najgorsze.
Przypomnij sobie - rozbrzmiewał głos Dantego, który mieszał się z krzykami. „Kto krzyczy? Kurwa, czyj to krzyk?!” czuła strach dorównujący temu komuś, którego wołanie słyszała w głowie. Wchodziła głębiej w czeluści swojego umysłu, wprost do ciemnego pokoju. „Nie, nie chcę! Nie mogę!”. Próbowała wyrwać się, uciec, jednak coś kazało jej zostać i odkryć tą prawdę.
Musisz sobie przypomnieć coś, o czym zapomniałaś.
Nie chciała tego, tak bardzo nie chciała! Bolesny krzyk wypełniał jej głowę. „Jest taki wyraźny. Taki prawdziwy”. Zacisnęła mocniej palce śliskie od czegoś.
Widzisz, co narobiłaś?! Widzisz?! Ty przeklęty potworze!
„Nie, przestańcie! Proszę! Ja nic nie zrobiłam!”
Krzyk nie ucichł, lecz przybrał na sile. W tle mieszały się czyjeś głosy, pełne pogardy i obrzydzenia, tak straszliwie nieprzychylne i groźne, ociekające wręcz gniewem. Wszystko razem tworzyło chaos, czysty obłęd, z którego nie potrafiła uciec, szukając po omacku wyjścia z tego ciemnego pokoju.
(-Olgo, wszystko w porządku?)
Nie mogła jednak ich znaleźć. A ktoś ciągle krzyczał. Ktoś inny szarpał ją za ramię.
(-Olgo?!)
Wyrywała się, czując jak coś wilgotnego spływa jej po policzku. „Ja nic nie zrobiłam!” krzyczała do tych wszystkich złowrogich głosów, które ją otaczały ciasnym kręgiem, jednak jakaś cząstka niej szeptała: „Aby na pewno?”. Próbowała uciec z tego obłędu, ale palcami natrafiała tylko na śliską ścianę, pokrytą czymś mokrym i lepkim.
Dlaczego to zrobiłaś?! – zawył czyjś znajomy głos, w którym słyszała cierpienie.
Całe jej ciało drżało. Chciała powiedzieć temu komuś, że nie wie. Nie ma pojęcia, dlaczego to zrobiła, czymkolwiek miałoby „to” być. Chciała przeprosić, błagać o litość i przebaczenie. Chciała w końcu uciec i zamknąć raz na zawsze te drzwi. Mogła jednak jedynie załkać, zawieszając spojrzenie w pustej ciemności. „Nie mogę, Dante, nie mogę. Jestem za słaba. Nie chcę sobie tego przypominać, nie chcę, proszę, nie chcę...”
(-Mów do mnie, Olgo...)
Ktoś znowu złapał ją za ramię, szarpnęła się, wiedząc, że ten ktoś ją obwinia. Czuła się winna. Nie wiedziała, co takiego zrobiła, ale zdawała sobie sprawę, że jest to coś ohydnego, okropnego.
- Potwór – szepnęła, czując na ustach gorzki smak tego słowa. Ciągle chodziła po ciemnym pokoju, za drzwiami, do których nie powinna wchodzić, w ciemnej stronie swojego umysłu. Szukając po omacku, natknęła się na coś innego niż gładkie ściany. Zanurzyła w tym dłoń, nie wiedząc, czym to jest. Krzyk wciąż rozbrzmiewał, a wraz z nim głosy, które splatały się ze sobą, tworząc chaotyczny bełkot. „Co to jest?!” myślała, czując w podświadomości strach. Wiedziała. Doskonale wiedziała. Wiedziała co to, zanim jeszcze weszła do pokoju. Szybko cofnęła dłoń i wybiegła z pokoju, w końcu znajdując drzwi. Krzyk niósł się za nią cały czas...

- Olgo! – mówił lekarz, próbując przebić się przez krzyk. „To ja krzyczę” uświadomiła sobie ze zgrozą. Mężczyzna trzymał ją za ramiona, szarpiąc mocno. Całe jej ciało drżało. Dłonie wciąż zaciskała na kołdrze, czując w nich pieczący ból. Po jej twarzy spływały łzy. „Nie chcę, ja już nie chcę. Mam dość”.
- Co to było?! – krzyknął Skawinski, wpatrując się w nią ze strachem. Pierwszy raz widziała strach w jego oczach. „Wy wiecie” próbowała się uspokoić, lecz jej ciałem ciągle wstrząsał histeryczny szloch. „Ja jeszcze nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć”.
- Włosy – szepnęła przez łzy, patrząc się w szare oczy lekarza. Przez jego twarz przeszło niezrozumienie.
- Jakie włosy? Olgo, o czym ty mówisz?
- Włosy – ponownie szepnęła, z naciskiem. „Jestem beznadziejna. Żałosna. Jestem nikim. Zawsze taka byłam. Jestem potworem.” – Zlepione krwią włosy. – Poczuła rozrywający ją od środka ból. Już sama nie umiała rozróżnić emocji, jakie nią targały. Dante kazał jej sobie przypomnieć, jednak to było zbyt trudne. Nie chciała wiedzieć, chociaż przecież zawsze wiedziała. Ukrywała to, oszukiwała samą siebie. „I tak powinno zostać. Nie chcę wiedzieć. Niech te drzwi już nigdy się nie otwierają”.
Skawinski przyglądał jej się z tym samym strachem, co wcześniej. I tym samym chłodem. Jednak gdzieś głęboko w jego oczach krył się smutek. Tak bolesny, jak jej własny. „Przypomnę sobie, prędzej czy później” myślała, uspokajając się. „Ale nie chcę. Tak bardzo nie chcę”.
- Kogo nazwałaś potworem? – spytał ochrypłym głosem. Nie odpowiedziała mu. Oczy miała już zupełnie suche, a łzy na policzkach schły. Wytarła grzbietem dłoni nos, po czym zdała sobie sprawę, że poraniła jej wewnętrzną stronę paznokciami. Na skórze widniały dosyć głębokie, krwawiące rany. Skawinski zerwał się z krzesła.
- Matko boska, Olga! – krzyknął, wpatrując się w jej dłonie z rosnącym niepokojem. Podbiegł do mosiężnych drzwi i uchylił je, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
- Potrzebna pielęgniarka do ósemki! – krzyczał do kogoś poza jej salą. – Szybko! Kazałem wam obciąć jej paznokcie, do kurwy nędzy!
„Czy to moimi ranami się martwisz, czy obawiasz się, że rozooram twoją twarz paznokciami?” myślała z otępieniem. Słyszała jakieś zamieszanie i głosy na korytarzu, ale nic jej to nie obchodziło. Obojętnie przyglądała się swoim pokrwawionym dłoniom oraz zabandażowanym nadgarstkom. To dziwne uczucie mijało, a ją ogarniała pustka. Nijaka, ponura pustka, która ją przerażała.
Nawet gdy przybiegły pielęgniarki, a Skawinski krzyczał coś do nich, ona wciąż siedziała w tej samej pozycji, jakby nikogo nie było w sali. „Włosy. Zlepione krwią włosy. To ich dotknęłam”. Nie czuła nic. Strachu, bólu, smutku. Przyszło szybko i równie szybko minęło, zostawiając obojętność i pustkę. „Jestem beznadziejna nawet w okazywaniu emocji. Potwór. Pieprzony potwór”.
Gdy kładli ją na łóżku, siłą podczepiając ją pod kroplówkę, roześmiała się histerycznie, sama nie wiedząc z czego się śmieje. Nie umiała się powstrzymać. Jej śmiech był ochrypły i nieprzyjemny. „Dante, kolego, słyszysz? Śmieję się jak ty! Zdemonizowałeś mnie”. Ta myśl jeszcze bardziej ją rozśmieszyła. Kuląc się na szpitalnym łóżku, otoczona przez ludzi w białych kitlach patrzących na nią ze strachem, Olga śmiała się jak obłąkana, mając jeszcze w pamięci dotyk włosów, zbyt wyraźny, by był tylko urojeniem. „Potwór” myślała, nie przestając, gdy pogrążała się w śnie pozbawionym snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz