Stawiając
duże kroki, brnęła przez szare chodniki. Pogoda była bardzo przyjemna. Pomimo
wrodzonego ponuractwa, przypominały jej się najlepsze chwile z życia, które
zawsze okraszone były słoneczną pogodą. Trzymając ręce w kieszeni przyglądała
się przechodniom. Ciągle rozkoszowała się ulotnymi, ciepłymi chwilami, które
schowane były zazwyczaj głęboko pod stertą narzekań. Uśmiech sam cisnął sie na
usta. Brakowało jeszcze tylko śpiewu ptaków, żeby podkreślić ten aż parny od
słodkości nastrój.
Humor
wrócił. Hura. „Jeszcze tylko kilka godzin i odejdzie w cholerę, jak zwykle”.
Było to tak oczywiste, że aż bolesne. Mimo to nie pozwoliła myślom krążyć wokół
tego tematu, chcąc dalej smakować szczęścia, które przecież było straszliwie
kruche.
Chętnie
ponarzekałaby sobie w myślach, krytykujac przy okazji innych, ale na to jeszcze
przyjdzie czas. Tymczasem podążała w stronę budynku szkoły, który nie kojarzył
jej się z niczym złym, okropnym, ale wręcz na odwrót – to w tym miejscu mogła
jeszcze żyć. Wielu by ją wyśmiało, ale taka była prawda. Nie cierpiała ludzi za
ich szczęście i towarzyskość. Ona sama uważała siebie za osobę aspołeczną i
nudną. Zresztą, taką samą opinię o niej mieli inni. Mimo to trzymały się jej
jakieś koleżanki. Niezbyt kurczowo, ale wystarczająco silnie, żeby nie miała za
dużych problemów z samotnością. Ot zwykłe pogawędki szkolne.
Nienawidziła
ich ociekających lukrem uśmiechów. Na sam widok robiło jej się niedobrze. Pewnie
ktoś załamałby nad nią ręce i pokręcił z dezaprobatą głową. Nikt na szczęście
tego nie robił, a ona dalej mogła rozkoszować się swoją bezpodstawną
nienawiścią, która po pewnym czasie stała się jej własnym opium. Była od niej
uzależniona, a szpony nałogu trzymały ją kurczowo, ryjąc w jej psychice głębokie
rany. Mimo to potrafiła odpowiedzieć szczerym uśmiechem, lub jego kiepską
imitacją, i nawet wczuć się w rozmowę. To był ten czas, kiedy mogła sprawiać
pozory szczęśliwej.
Przekręcając
długopis w palcach, wpatrywała się w pokryte granatowym pismem kartki zeszytu.
Musiała gdzieś zatrzymać wzrok. Mechanizm zbyt intensywnego myślenia
niespodziewanie uruchomił się w nieodpowiednim czasie. Zawieszona pomiędzy nudną
lekcją fizyki a nićmi kłujących myśli, skutecznie odcięła się od świata.
Wybudził ją nagły śmiech, piskliwy i nieprzyjemny dla osoby pozbawionej dobrego
nastroju. Uniosła wzrok.
Na
przeciwko niej siedziała dziewczyna o przeraźliwie jasnych włosach, które z
kolorem blond miały raczej mało wspólnego. Bardziej to można było nazwać żółtym.
Źle wytuszowane rzęsy pomniejszały jej migdałowe oczy, których tęczówki miały
szary, pozbawiony charakteru kolor. „Tak jak ona sama” pomyślała, odkładając
wymęczony długopis.
-
O co chodzi? – spytała z nikłą nadzieją, że ją usłyszą. Odpowiedzią był kolejny
wybuch śmiechu. Dziewczyna o jasnych włosach drgając z rozbawienia na krześle,
odgarnęła grzywkę opadającą na jej czoło, co ostatnimi czasy robiła już raczej z
przyzwyczajenia. Olga, nie chcąc ponownie wpadać w tamten stan, również się
uśmiechnęła, chcąc wciągnąć się w ten wesoły i bezdennie pusty klimat.
-
O ja, rozjebałaś mnie tym – powiedziała Blondynka, perlistym głosem, w którym
nie brzęczała żadna źle wyartykułowana głoska. Nadal się śmiała, ale bynajmniej
nie z wypowiedzi Olgi. Dopiero teraz ją zauważyła. Uśmiechnęła się do niej
słodko, ponownie odgarniając włosy. „Kurwa, przestań. Przed chwilą zrobisz to po
raz kolejny, czyż nie?” Tak, zrobiła. A potem następny raz i następny...
Olga,
udając wesołą i fajną dziewczynę, starała się nadążać za tym wszystkim. Ich
pustymi rozmowami, kiepskimi żartami i ripostami, które oczywiście musiała
skwitować śmiechem. Tak, to była cena za te kilka godzin dobrego humoru. Chociaż
czy tą marną podróbkę można tak nazwać? Ten śmierdzący plastikiem kawałek życia?
Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest prawda. Od dłuższego
czasu kąpie się w obłudzie, naiwnie się nią rozkoszując. „Lepsze to niż nic”
Chciała zmian. Bardzo. Jednak one nie przychodziły. Czasami nawet zastanawiała
się czy los nie zakpił sobie z niej przyklejając na jej plecach karteczkę „Tą
można kopać w dupę za każdym razem”, co wydawało się bardzo możliwe. Bawiąc się
w pozory, z nienawiścią wpatrywała się w mdłą twarz Blondynki. Każdy jej gest,
słowo czy ruch doprowadzał ją do szaleństwa.
-
Przestań już, przed chwilą je poprawiałaś – powiedziała, marszcząc brwi.
Dziewczyna opuściła dłoń, którą lada moment miała poprawić grzywkę. Uśmiechnęła
się słabo.
-
Oj dobra – roześmiała się, jak to miała w zwyczaju. A Olga jeszcze bardziej jej
nie cierpiała. Jedyne co mogło ją w tej chwili usatysfakcjonować to wyraz bólu
na jej twarzy. Okropnego, niewyobrażalnego, graniczącego z paranoją bólu, który
rozlałby się po ciele Blondynki, zaglądając do każdego zakamarka, każdego nerwu,
paraliżując go, wbijając swoje kolce... I ten strach w jej oczach! Drżące usta,
broczące w krwi od ciągłego, bolesnego przygryzania! Tak, jak bardzo tego
pragnęła.
„Czy
zdążyłabym ciebie zabić?” pomyślała, wcale nie zdając sobie sprawy w jak mroczne
zakamarki swojego umysłu wchodzi. Jedyne czego chciała to zobaczyć ból na tej
jej słodkiej, nieskalanej żadną wadą twarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie to, że Blondynka należała do jednych z najmilszych i sympatycznych
osób, z jaką Olga miała do czynienia. Mimo to nie mogła znieść sztuczności i
idealności, jaką ona oceiakała.
„Tak
bardzo chciałabym złapać ciebie za włosy i z całej siły uderzyć twoją głową w
ścianę. Jak szybko polałaby się krew? Czy twoja czaszka wytrzymałaby długo?
Ciekawe po jakim czasie reszta wyrwałaby się z otępienia i spróbowałaby tobie
pomóc?”
-
Hej, zasnęłaś?
Olga
spojrzała na Blondynkę z nienawiścią, nawet nie próbując jej ukrywać, a która
przyjemnie rozlewała się po jej ciele kojąc wszystkie rany. Lekko przechylając
głowę uśmiechnęła się, szczerze, sympatycznie – w końcu w jej umyśle Blondynka
cierpiała, a był to bardzo przyjemny widok.
-
Nie, jeszcze nie... – odpowiedziała, ale nie na jej pytanie.
-
To weź przestań przymulać, no.
Uśmiech
nie schodził z twarzy Olgi, co Blondynka uznała pewnie za wyraz sympatii. W
końcu była strasznie naiwna i zbyt szczęśliwa.
„Jeszcze
nie teraz. Jeszcze... nigdy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz