„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

3


Stawiając duże kroki, brnęła przez szare chodniki. Pogoda była bardzo przyjemna. Pomimo wrodzonego ponuractwa, przypominały jej się najlepsze chwile z życia, które zawsze okraszone były słoneczną pogodą. Trzymając ręce w kieszeni przyglądała się przechodniom. Ciągle rozkoszowała się ulotnymi, ciepłymi chwilami, które schowane były zazwyczaj głęboko pod stertą narzekań. Uśmiech sam cisnął sie na usta. Brakowało jeszcze tylko śpiewu ptaków, żeby podkreślić ten aż parny od słodkości nastrój.
Humor wrócił. Hura. „Jeszcze tylko kilka godzin i odejdzie w cholerę, jak zwykle”. Było to tak oczywiste, że aż bolesne. Mimo to nie pozwoliła myślom krążyć wokół tego tematu, chcąc dalej smakować szczęścia, które przecież było straszliwie kruche.
Chętnie ponarzekałaby sobie w myślach, krytykujac przy okazji innych, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Tymczasem podążała w stronę budynku szkoły, który nie kojarzył jej się z niczym złym, okropnym, ale wręcz na odwrót – to w tym miejscu mogła jeszcze żyć. Wielu by ją wyśmiało, ale taka była prawda. Nie cierpiała ludzi za ich szczęście i towarzyskość. Ona sama uważała siebie za osobę aspołeczną i nudną. Zresztą, taką samą opinię o niej mieli inni. Mimo to trzymały się jej jakieś koleżanki. Niezbyt kurczowo, ale wystarczająco silnie, żeby nie miała za dużych problemów z samotnością. Ot zwykłe pogawędki szkolne.
Nienawidziła ich ociekających lukrem uśmiechów. Na sam widok robiło jej się niedobrze. Pewnie ktoś załamałby nad nią ręce i pokręcił z dezaprobatą głową. Nikt na szczęście tego nie robił, a ona dalej mogła rozkoszować się swoją bezpodstawną nienawiścią, która po pewnym czasie stała się jej własnym opium. Była od niej uzależniona, a szpony nałogu trzymały ją kurczowo, ryjąc w jej psychice głębokie rany. Mimo to potrafiła odpowiedzieć szczerym uśmiechem, lub jego kiepską imitacją, i nawet wczuć się w rozmowę. To był ten czas, kiedy mogła sprawiać pozory szczęśliwej.
Przekręcając długopis w palcach, wpatrywała się w pokryte granatowym pismem kartki zeszytu. Musiała gdzieś zatrzymać wzrok. Mechanizm zbyt intensywnego myślenia niespodziewanie uruchomił się w nieodpowiednim czasie. Zawieszona pomiędzy nudną lekcją fizyki a nićmi kłujących myśli, skutecznie odcięła się od świata. Wybudził ją nagły śmiech, piskliwy i nieprzyjemny dla osoby pozbawionej dobrego nastroju. Uniosła wzrok.
Na przeciwko niej siedziała dziewczyna o przeraźliwie jasnych włosach, które z kolorem blond miały raczej mało wspólnego. Bardziej to można było nazwać żółtym. Źle wytuszowane rzęsy pomniejszały jej migdałowe oczy, których tęczówki miały szary, pozbawiony charakteru kolor. „Tak jak ona sama” pomyślała, odkładając wymęczony długopis.
- O co chodzi? – spytała z nikłą nadzieją, że ją usłyszą. Odpowiedzią był kolejny wybuch śmiechu. Dziewczyna o jasnych włosach drgając z rozbawienia na krześle, odgarnęła grzywkę opadającą na jej czoło, co ostatnimi czasy robiła już raczej z przyzwyczajenia. Olga, nie chcąc ponownie wpadać w tamten stan, również się uśmiechnęła, chcąc wciągnąć się w ten wesoły i bezdennie pusty klimat.
- O ja, rozjebałaś mnie tym – powiedziała Blondynka, perlistym głosem, w którym nie brzęczała żadna źle wyartykułowana głoska. Nadal się śmiała, ale bynajmniej nie z wypowiedzi Olgi. Dopiero teraz ją zauważyła. Uśmiechnęła się do niej słodko, ponownie odgarniając włosy. „Kurwa, przestań. Przed chwilą zrobisz to po raz kolejny, czyż nie?” Tak, zrobiła. A potem następny raz i następny...
Olga, udając wesołą i fajną dziewczynę, starała się nadążać za tym wszystkim. Ich pustymi rozmowami, kiepskimi żartami i ripostami, które oczywiście musiała skwitować śmiechem. Tak, to była cena za te kilka godzin dobrego humoru. Chociaż czy tą marną podróbkę można tak nazwać? Ten śmierdzący plastikiem kawałek życia? Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest prawda. Od dłuższego czasu kąpie się w obłudzie, naiwnie się nią rozkoszując. „Lepsze to niż nic” Chciała zmian. Bardzo. Jednak one nie przychodziły. Czasami nawet zastanawiała się czy los nie zakpił sobie z niej przyklejając na jej plecach karteczkę „Tą można kopać w dupę za każdym razem”, co wydawało się bardzo możliwe. Bawiąc się w pozory, z nienawiścią wpatrywała się w mdłą twarz Blondynki. Każdy jej gest, słowo czy ruch doprowadzał ją do szaleństwa.
- Przestań już, przed chwilą je poprawiałaś – powiedziała, marszcząc brwi. Dziewczyna opuściła dłoń, którą lada moment miała poprawić grzywkę. Uśmiechnęła się słabo.
- Oj dobra – roześmiała się, jak to miała w zwyczaju. A Olga jeszcze bardziej jej nie cierpiała. Jedyne co mogło ją w tej chwili usatysfakcjonować to wyraz bólu na jej twarzy. Okropnego, niewyobrażalnego, graniczącego z paranoją bólu, który rozlałby się po ciele Blondynki, zaglądając do każdego zakamarka, każdego nerwu, paraliżując go, wbijając swoje kolce... I ten strach w jej oczach! Drżące usta, broczące w krwi od ciągłego, bolesnego przygryzania! Tak, jak bardzo tego pragnęła.
„Czy zdążyłabym ciebie zabić?” pomyślała, wcale nie zdając sobie sprawy w jak mroczne zakamarki swojego umysłu wchodzi. Jedyne czego chciała to zobaczyć ból na tej jej słodkiej, nieskalanej żadną wadą twarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Blondynka należała do jednych z najmilszych i sympatycznych osób, z jaką Olga miała do czynienia. Mimo to nie mogła znieść sztuczności i idealności, jaką ona oceiakała.
„Tak bardzo chciałabym złapać ciebie za włosy i z całej siły uderzyć twoją głową w ścianę. Jak szybko polałaby się krew? Czy twoja czaszka wytrzymałaby długo? Ciekawe po jakim czasie reszta wyrwałaby się z otępienia i spróbowałaby tobie pomóc?”
- Hej, zasnęłaś?
Olga spojrzała na Blondynkę z nienawiścią, nawet nie próbując jej ukrywać, a która przyjemnie rozlewała się po jej ciele kojąc wszystkie rany. Lekko przechylając głowę uśmiechnęła się, szczerze, sympatycznie – w końcu w jej umyśle Blondynka cierpiała, a był to bardzo przyjemny widok.
- Nie, jeszcze nie... – odpowiedziała, ale nie na jej pytanie.
- To weź przestań przymulać, no.
Uśmiech nie schodził z twarzy Olgi, co Blondynka uznała pewnie za wyraz sympatii. W końcu była strasznie naiwna i zbyt szczęśliwa.
„Jeszcze nie teraz. Jeszcze... nigdy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz