„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

6

        Gdyby nie jego głos, pewnie nawet nie zorientowałaby się, że ktoś oprócz niej jest w pomieszczeniu. Była zbyt zajęta wpatrywaniem się w kamerę, która doskonale odbierała Oldze jakąkolwiek chęć do rozmyślań, za co była jej ogromnie wdzięczna. W tej chwili, chwili niepewności i świadomości, że lada moment ta niewiedza może boleśnie zniknąć, chciała jedynie spokoju wypełnionego ciszą i pustymi myślami. Nie powinna schodzić zbyt głęboko w swój umysł. Schody były zbyt kręte, a korytarze nieoświetlone.
Jednak on przerwał jej błogą ciszę składającą się z brzęczenia aparatury, a ona drgnęła wystraszona, odwracając się w jego stronę.
Stał obok okna. Nie wiedziała jak tu wszedł, ani od jak dawna tak jej się przyglądał. Może dopiero co się tutaj znalazł? A może był z nią od samego początku? Nie było to dla niej ważne.
Szeroko otwartymi oczyma i z wyrywającym się z jej kruchej piersi sercem, patrzyła na tego niezwykłego mężczyznę z narastającym zdziwieniem i podziwem, nad którym nie umiała zapanować. Otóż przed nią stała postać, która nie powinna w ogóle znaleźć się w jej życiu. Zbyt piękna by była realna i zbyt realna by był to zwykły sen, co przecież wykluczyła już dawno.
Ciemne włosy zebrane w warkocz (to musiał być warkocz, chociaż nawet nie widziała jak wije się po jego plecach, kończąc się gdzieś u granicy pleców - ona to po prostu wiedziała). Idealne rysy twarzy, delikatne, piękne i niewieście. Zgrabny nos na tle zupełnie gładkiej, bladej cery, a pod nim wąskie, bladoróżowe usta ułożone w prostą linię. Słabo zarysowane kości policzkowe i pozbawiona męskich cech szczęka. Oczy, w kształcie migdałów, jednak na tyle duże, że mogła spokojnie studiować ich wyraz, miały barwę niezwykle zieloną i chowały się pod wachlarzem ciemnych rzęs. Nie widziała w nich nic oprócz skupienia, na tyle silnego, że nie umiała oderwać od nich wzroku. Czarne brwi kryły się pod komsykami kruczych włosów opadających na czoło i zachodzących za uszy. Iście niewieści wygląd. Mimo to, Olga wiedziała, że nie ma do czynienia z kobietą. Zbyt dobrze znała tą postać. Za często ją sobie wyobrażała. Nawet nie musiała patrzeć na jego ubiór i sylwetkę – i bez tego wiedziała, że mężczyzna jest ubrany w czarny frak, żabotową bluzkę i tegoż samego koloru spodnie i toporne buty.
Oto przed nią stał Stigle*.
Ten sam, równie piękny i dziwny, co w książce.
Ten sam, nieróżniący się niczym od aniołów.
Ten sam...
Jedynie czuła w nim coś jeszcze bardziej mrocznego, co kryło się głęboko pod skórą.
Omotana niezwykłością tego spotkania, nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa. Jej myśli krążyły wokół jego twarzy, którą nareszcie miała tak blisko siebie, tak realną, prawdziwą, na wyciągnięcie ręki! Tylko to było w tej chwili ważne. Miała gdzieś fakt, że to nierealne, że przecież to tylko zwykła postać wyokreowana przez pisarza, twór jego i jej wyobraźni, który nie mógł sobie ot tak wyskoczyć z jej umysłu. To się nie liczyło.
- Taka postać tobie odpowiada?
Usłyszała jego głos – niski, lekko zachrypnięty, niepasujacy do kobiecego wyglądu. Skrzywiła się. Nigdy nie wyobrażała sobie barwy jego głosu. Zawsze był tylko piękną, mroczną postacią, która razem z nią wędrowała po kartkach książki. Nie pamiętała, co powiedział za pierwszym razem, nie przywiązała do tego wagi. Nie umiała także odpowiedzieć, bo nie zrozumiała pytania. Jednak on czekał, a ona musiała coś zrobić. Nadal pod wpływem jego realistyczności i urody kiwnęła tylko potakująco głową.
- Mogę być kimś innym.
„Nie możesz” pomyślała wpadając w panikę, że może stracić Stigle’a, a dopiero co miała możliwość ujrzenia go tuż przed sobą. Dopiero teraz dotarł do niej sens jego słów. „Kimś innym?”
- Wybrałem go, bo wydaje mi się ciekawy. Naprawdę, bardzo ciekawy.
Mówiąc to, oglądał swoje poznaczone bliznami dłonie zwieńczone długimi palcami. Podziw minął, a na jego miejsce przyszły setki pytań i brak zrozumienia. Olga nie miała pojęcia, co się dzieje. Usilnie odganiała od siebie myśl: „kim on jest?”, chcąc jak najdłużej cieszyć się jego widokiem.
- Było ich sporo, myślałem także nad Eddie’m, ale wydał mi się mało poważny. Za to Stigle! To jest dopiero postać! Człowiek zagadka, pełny wielu mrocznych myśli.
Próbowała nadążyć za jego słowami, wciąż patrząc w jego niezwykłą twarz. Mężczyzna nie przestawał obserwować swoich dłoni, jakby je podziwiał, rozkoszował się ich widokiem. Kiedy do Olgi dotarł sens tego, co powiedział, poczuła ogromny żal, który rozlał się po jej ciele, uśmiercając ostatnie okruchy szczęścia. „To nie Stigle” zdała sobie sprawę z okropną goryczą, której gorzkiego smaku nie cierpiała.
Mężczyzna drgnął i spojrzał na nią z lekkim zainteresowaniem, którego wobec niej nie zauważyła u niego wcześniej.
- Oczywiście, że nie. Sprawiłem tobie ból?
Nie mogła wytrzymać jego spojrzenia, w którym kryła się jakaś podła złośliwość. Spuściła głowę i wyszeptała, po raz pierwszy od przebudzenia, zachrypniętym, pozbawionym siły głosem:
- Tak.
Poczuła podmuch wiatru, który uniósł do góry opadające na jej oczy włosy. Nie interesowało ją teraz, co było tego przyczyną. W jej ciele kołatało się mnóstwo żałosnych uczuć, nie pozwalających na myślenie o czymś innym. „To nie on” powtarzała, czując się coraz bardziej naiwna i głupia. Jak mogła uwierzyć? Przecież to było zbyt piękne, nierealne! „Był podobny!” jakaś część niej próbowała usprawiedliwić jej pomyłkę, ale ona odrzucała ją jak zawsze – przecież tak bardzo kochała zadręczać samą siebie.
Ktoś położył na jej ramieniu rękę. Drgnęła. Nie chciała na niego spojrzeć. Nie chciała słyszeć jego spokojnego, zupełnie niepasującego głosu. Nie chciała, po prostu.
Ale ciekawość zwyciężyła – to głupie uczucie, wiodące ludzi ku złemu, którego nie można się było ot tak pozbyć. Trzeba było z nią żyć, jakoś ją znosić, nauczyć się nad nią panować.
Olga spojrzała w jego stronę. Stał obok jej łóżka, koło stolika, lekko pochylając się ku niej. Kiedy udało mu się zwrócić jej uwagę, zabrał rękę z jej ramienia. Jego oczy nieustannie się w nią wpatrywały. Dziewczyna poczuła ciepło otulające jej ciało. On był taki piękny. Taki prawdziwy. Taki bliski!
- W pewnym stopniu jestem Stigle’m – powiedział, ledwo co poruszając ustami. – Mam jego wygląd. I to wszystko.
Kiwnęła głową, jakby rozumiała. Nie, tak nie było. Jego słowa docierały do niej i zamieniały się w pył, który ulatywał z jej umysłu. Zwykła paplanina. Niech sobie gada, ona czuła sie zbyt zawiedziona by chcieć to zrozumieć.
- Nie, tak nie może być.
Powiedział to stanowczo, głosem nie znoszącym sprzeciwu. To ją zaintrygowało, sprowadziło na ziemię i boleśnie do niej przycisnęło. „O co tutaj, kurwa, chodzi?!”
- Musisz mnie zrozumieć, bo inaczej to wszystko będzie bez sensu.
Zaczęła się bać. Był to dopiero początkowy, słaby jeszcze strach, jego zarodek, który miał stać się w przyszłości czymś większym, bardziej przytłaczającym i prawdziwym. Ucisk w żołądku, pocące się dłonie i mocno bijące serce. To wszystko działo się zbyt szybko, nie umiała zapanować nad emocjami uwalniającymi się spod jej kontroli. Chociaż pytań było dużo, spokojnie czekała. Z czasem się wszystkiego dowie. Lecz ciekawość próbowała wybić się przed szereg i wychodziło jej to znakomicie. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Odgoniła od siebie zdezorientowanie. Była gotowa słuchać.
- Znakomicie – powiedział mężczyzna, uśmiechając się, a jego uśmiech przybrał przerażający wygląd.
Olga zadrżała. Była już pewna, że jest w nim coś demonicznego.


- - - - - - - -
* - „Drabina Dionizosa” Luca di Fulvio

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz