Gdyby nie jego głos, pewnie nawet nie zorientowałaby się, że ktoś oprócz niej
jest w pomieszczeniu. Była zbyt zajęta wpatrywaniem się w kamerę, która
doskonale odbierała Oldze jakąkolwiek chęć do rozmyślań, za co była jej ogromnie
wdzięczna. W tej chwili, chwili niepewności i świadomości, że lada moment ta
niewiedza może boleśnie zniknąć, chciała jedynie spokoju wypełnionego ciszą i
pustymi myślami. Nie powinna schodzić zbyt głęboko w swój umysł. Schody były
zbyt kręte, a korytarze nieoświetlone.
Ten
sam, nieróżniący się niczym od aniołów.
Ten
sam...
Jednak
on przerwał jej błogą ciszę składającą się z brzęczenia aparatury, a ona drgnęła
wystraszona, odwracając się w jego stronę.
Stał
obok okna. Nie wiedziała jak tu wszedł, ani od jak dawna tak jej się przyglądał.
Może dopiero co się tutaj znalazł? A może był z nią od samego początku? Nie było
to dla niej ważne.
Szeroko
otwartymi oczyma i z wyrywającym się z jej kruchej piersi sercem, patrzyła na
tego niezwykłego mężczyznę z narastającym zdziwieniem i podziwem, nad którym nie
umiała zapanować. Otóż przed nią stała postać, która nie powinna w ogóle znaleźć
się w jej życiu. Zbyt piękna by była realna i zbyt realna by był to zwykły sen,
co przecież wykluczyła już dawno.
Ciemne
włosy zebrane w warkocz (to musiał być warkocz, chociaż nawet nie widziała jak
wije się po jego plecach, kończąc się gdzieś u granicy pleców - ona to po prostu
wiedziała). Idealne rysy twarzy, delikatne, piękne i niewieście. Zgrabny nos na
tle zupełnie gładkiej, bladej cery, a pod nim wąskie, bladoróżowe usta ułożone w
prostą linię. Słabo zarysowane kości policzkowe i pozbawiona męskich cech
szczęka. Oczy, w kształcie migdałów, jednak na tyle duże, że mogła spokojnie
studiować ich wyraz, miały barwę niezwykle zieloną i chowały się pod wachlarzem
ciemnych rzęs. Nie widziała w nich nic oprócz skupienia, na tyle silnego, że nie
umiała oderwać od nich wzroku. Czarne brwi kryły się pod komsykami kruczych
włosów opadających na czoło i zachodzących za uszy. Iście niewieści wygląd. Mimo
to, Olga wiedziała, że nie ma do czynienia z kobietą. Zbyt dobrze znała tą
postać. Za często ją sobie wyobrażała. Nawet nie musiała patrzeć na jego ubiór i
sylwetkę – i bez tego wiedziała, że mężczyzna jest ubrany w czarny frak,
żabotową bluzkę i tegoż samego koloru spodnie i toporne buty.
Oto
przed nią stał Stigle*.
Ten
sam, równie piękny i dziwny, co w książce.
Jedynie
czuła w nim coś jeszcze bardziej mrocznego, co kryło się głęboko pod
skórą.
Omotana
niezwykłością tego spotkania, nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa. Jej
myśli krążyły wokół jego twarzy, którą nareszcie miała tak blisko siebie, tak
realną, prawdziwą, na wyciągnięcie ręki! Tylko to było w tej chwili ważne. Miała
gdzieś fakt, że to nierealne, że przecież to tylko zwykła postać wyokreowana
przez pisarza, twór jego i jej wyobraźni, który nie mógł sobie ot tak wyskoczyć
z jej umysłu. To się nie liczyło.
-
Taka postać tobie odpowiada?
Usłyszała
jego głos – niski, lekko zachrypnięty, niepasujacy do kobiecego wyglądu.
Skrzywiła się. Nigdy nie wyobrażała sobie barwy jego głosu. Zawsze był tylko
piękną, mroczną postacią, która razem z nią wędrowała po kartkach książki. Nie
pamiętała, co powiedział za pierwszym razem, nie przywiązała do tego wagi. Nie
umiała także odpowiedzieć, bo nie zrozumiała pytania. Jednak on czekał, a ona
musiała coś zrobić. Nadal pod wpływem jego realistyczności i urody kiwnęła tylko
potakująco głową.
-
Mogę być kimś innym.
„Nie
możesz” pomyślała wpadając w panikę, że może stracić Stigle’a, a dopiero co
miała możliwość ujrzenia go tuż przed sobą. Dopiero teraz dotarł do niej sens
jego słów. „Kimś innym?”
-
Wybrałem go, bo wydaje mi się ciekawy. Naprawdę, bardzo
ciekawy.
Mówiąc
to, oglądał swoje poznaczone bliznami dłonie zwieńczone długimi palcami. Podziw
minął, a na jego miejsce przyszły setki pytań i brak zrozumienia. Olga nie miała
pojęcia, co się dzieje. Usilnie odganiała od siebie myśl: „kim on jest?”, chcąc
jak najdłużej cieszyć się jego widokiem.
-
Było ich sporo, myślałem także nad Eddie’m, ale wydał mi się mało poważny. Za to
Stigle! To jest dopiero postać! Człowiek zagadka, pełny wielu mrocznych myśli.
Próbowała
nadążyć za jego słowami, wciąż patrząc w jego niezwykłą twarz. Mężczyzna nie
przestawał obserwować swoich dłoni, jakby je podziwiał, rozkoszował się ich
widokiem. Kiedy do Olgi dotarł sens tego, co powiedział, poczuła ogromny żal,
który rozlał się po jej ciele, uśmiercając ostatnie okruchy szczęścia. „To nie
Stigle” zdała sobie sprawę z okropną goryczą, której gorzkiego smaku nie
cierpiała.
Mężczyzna
drgnął i spojrzał na nią z lekkim zainteresowaniem, którego wobec niej nie
zauważyła u niego wcześniej.
-
Oczywiście, że nie. Sprawiłem tobie ból?
Nie
mogła wytrzymać jego spojrzenia, w którym kryła się jakaś podła złośliwość.
Spuściła głowę i wyszeptała, po raz pierwszy od przebudzenia, zachrypniętym,
pozbawionym siły głosem:
-
Tak.
Poczuła
podmuch wiatru, który uniósł do góry opadające na jej oczy włosy. Nie
interesowało ją teraz, co było tego przyczyną. W jej ciele kołatało się mnóstwo
żałosnych uczuć, nie pozwalających na myślenie o czymś innym. „To nie on”
powtarzała, czując się coraz bardziej naiwna i głupia. Jak mogła uwierzyć?
Przecież to było zbyt piękne, nierealne! „Był podobny!” jakaś część niej
próbowała usprawiedliwić jej pomyłkę, ale ona odrzucała ją jak zawsze – przecież
tak bardzo kochała zadręczać samą siebie.
Ktoś
położył na jej ramieniu rękę. Drgnęła. Nie chciała na niego spojrzeć. Nie
chciała słyszeć jego spokojnego, zupełnie niepasującego głosu. Nie chciała, po
prostu.
Ale
ciekawość zwyciężyła – to głupie uczucie, wiodące ludzi ku złemu, którego nie
można się było ot tak pozbyć. Trzeba było z nią żyć, jakoś ją znosić, nauczyć
się nad nią panować.
Olga
spojrzała w jego stronę. Stał obok jej łóżka, koło stolika, lekko pochylając się
ku niej. Kiedy udało mu się zwrócić jej uwagę, zabrał rękę z jej ramienia. Jego
oczy nieustannie się w nią wpatrywały. Dziewczyna poczuła ciepło otulające jej
ciało. On był taki piękny. Taki prawdziwy. Taki bliski!
-
W pewnym stopniu jestem Stigle’m – powiedział, ledwo co poruszając ustami. – Mam
jego wygląd. I to wszystko.
Kiwnęła
głową, jakby rozumiała. Nie, tak nie było. Jego słowa docierały do niej i
zamieniały się w pył, który ulatywał z jej umysłu. Zwykła paplanina. Niech sobie
gada, ona czuła sie zbyt zawiedziona by chcieć to zrozumieć.
-
Nie, tak nie może być.
Powiedział
to stanowczo, głosem nie znoszącym sprzeciwu. To ją zaintrygowało, sprowadziło
na ziemię i boleśnie do niej przycisnęło. „O co tutaj, kurwa,
chodzi?!”
-
Musisz mnie zrozumieć, bo inaczej to wszystko będzie bez
sensu.
Zaczęła
się bać. Był to dopiero początkowy, słaby jeszcze strach, jego zarodek, który
miał stać się w przyszłości czymś większym, bardziej przytłaczającym i
prawdziwym. Ucisk w żołądku, pocące się dłonie i mocno bijące serce. To wszystko
działo się zbyt szybko, nie umiała zapanować nad emocjami uwalniającymi się spod
jej kontroli. Chociaż pytań było dużo, spokojnie czekała. Z czasem się
wszystkiego dowie. Lecz ciekawość próbowała wybić się przed szereg i wychodziło
jej to znakomicie. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Odgoniła od siebie
zdezorientowanie. Była gotowa słuchać.
-
Znakomicie – powiedział mężczyzna, uśmiechając się, a jego uśmiech przybrał
przerażający wygląd.
Olga
zadrżała. Była już pewna, że jest w nim coś demonicznego.
- - - - - - - -
* - „Drabina
Dionizosa” Luca di Fulvio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz