„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

8

Nie wiedziała, co ją czeka. Nagle wszystko straciło swoje znaczenie, stało się jeszcze bardziej przezroczyste i nieważne niż wcześniej. W jej głowie kołatało się tylko jedno słowo otoczone ciemną chmurą pytań.
Demon.
Wiedziała o nim niewiele. Nawet nie znała dokładnej definicji tego słowa, bo zazwyczaj szerokim łukiem omijała tą typową, czystą fantastykę. Ale jedno było pewne – demon równa się złu. Samo słowo przyprawiało o dreszcze i budziło w niej świadomość, że tak naprawdę niewiele wie o świecie, w którym żyje. Można byłoby pomyśleć, że to tylko sen, złudzenie lub też głupi żart. Jednak ona wiedziała, że tak nie jest. To była prawda – najklarowniejsza i najbardziej niewinna w swojej czystości. Rozkładające się ciało pod tym upudrowanym idealnością kostiumem Stigle’a było zbyt wyczuwalne i realistyczne. Potwór stał tuż obok niej. Tak blisko. Niebezpiecznie blisko... A ona tak niedawno pragnęła go, chciała jego dotyku! Teraz na samą myśl zbierało jej się na wymioty, które z trudem powstrzymywała. Patrząc na jego wyprostowaną postać czuła już tylko obrzydzenie. Tak łatwo dała się oszukać.
Jednak kim był sam demon? Bo przecież tak siebie nazwał. Olga wiedziała tylko, że jest to uosobienie różnego rodzaju zła. Nieprzyjazne, krwiożercze i raczej mało towarzyskie stworzenie, którego naturalna postać powinna przypominać albo szkaradnego potwora lub też rozmazaną plamę czerni, a przynajmniej tak to sobie wyobrażała. Tymczasem miała do czynienia z cynicznym, pozbawionym morderczych skłonności (taką miała nadzieję) i złośliwym osobnikiem skrytym w ciele jej ukochanej literackiej postaci. Nie umiała sobie wyobrazić, jak bardzo duże zło kryje się w tych zielonych oczach i spokojnym głosie. Czuła tylko strach przed tym, który zwał się demonem, bo nie wiedziała, z czym ma do czynienia. Nieznane zawsze wzbudzało w niej lęk.
- Długo jeszcze będziesz rozmyślać, czy mogę już zacząć mówić? – spytał Dante ze zniecierpliwieniem. W końcu zaczął tracić ten swój spokój, jakiś postęp.
Demon obszedł jej łóżko i wziął krzesło, stojące pod oknem. Niezgrabnie przeniósł je i postawił obok stolika, patrząc z niesmakiem na swoje dłonie.
- Strasznie nieporęczne – mruknął pod nosem, po czym usiadł na krześle, gniotąc przy okazji swój frak. Wyglądał dosyć komicznie, chociaż tkwiące w nim zło temu zaprzeczało. Śmiech był ostatnią rzeczą na jaką Olga miała w tym momencie ochotę. Czekała aż zacznie mówić. Jednak on tylko przyglądał jej się z powagą, również na coś czekając. „Na co?” dziewczyna zmarszczyła brwi próbując się skupić. Drgnęła i powiedziała:
- Już możesz mówić.
Dante uśmiechnął się słabo, a Olga skrzywiła się rozpamiętując swoje, tak niedawne, ośmieszenie. Chciał żeby do niego mówiła, odpowiadała na pytania, a ona była posłuszna. Kolejna kropla do kielicha upokorzenia.
- Grzeczna dziewczynka – powiedział, wciąż siedząc nienaturalnie wyprostowany. – A teraz słuchaj uważnie, bo nie mam ochoty się powtarzać.
Czuła, że odpowiedzi na dręczące ją pytania są coraz bliżej, na wyciągniecie ręki i to powodowało, że nie mogła się ich już doczekać, a krew coraz szybciej krążyła w jej żyłach. Poprawiła się na szpitalnym łóżku, czując słaby ból w nadgarstkach, o których już kompletnie zapomniała i pamiętać nie chciała. Czekała.
- Najpierw nudna teoria, żeby nie było później pytań, niedomówień i bezsensownych pomyłek – mówił, nie spuszczając z niej wzroku. – Demonów jest kilka. Nie, nie całe chmary rozrzucone po świecie czychające na ludzi. To wymysł, zwykła historyjka, którą karmią was inni. Siedem demonów. Siedem to magiczna cyfra. Siedem. Tylko. Nie mniej, nie więcej. Rozumiesz? Siedem.
Mówił tak jakby tłumaczył niepojmującemu dziecku coś prostego, zrozumiałego i łatwego, a przecież mówił o rzeczach, które teoretycznie nie powinny istnieć i należały do sfery wyobraźni, która przeradzała się w głupie legendy, opowieści i napędzała media.
- Rozumiem – odpowiedziała. To jeszcze było proste.
- Ja jestem Czwartym. Nie nazywam się Dante, Stigle ani Demon. Na imię mi Czwarty. Jednak mów mi tak, jak prosiłem, żebyś do mnie mówiła. Dante.
Kiwnęła głową, wysilając swój umysł, by pomieścić te wszystkie nowe informacje. Były ważne, musiała je pamiętać. Inaczej by jej ich nie mówił, prawda?
- Są bardzo ważne – odburknął zniecierpliwiony, a w jego głosie usłyszeć mogła wzbierającą złość. Przestała rozmyślać, starając się utrzymac porządek w myślach i skupić się tylko na jego słowach.
- Dante – szepnęła, sama nie wiedząc dlaczego. On odebrał to jako potwierdzenie.
- Moja naturalna postać jest paskudna, ale o tym to już chyba wiesz, prawda, moja droga? – Posłał jej kpiący uśmieszek, który przyjęła z tą samą pogardą dla samej siebie co wcześniej. Kiwnęła tylko głową, przytakując mu. Tego od niej chciał – zaangażowania, reakcji na jego słowa, odpowiedzi... Ona też pragnęła poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Czuła się jakby ktoś umieścił ją w jakimś innym, równoległym świecie, w którym nie istnieje coś takiego jak zwyczajność. Chociaż było w tym wszystkim coś, co ją niepokoiło. Odwiedził ją demon, który na dodatek z nią rozmawia. A ona? Przyjmuje to ze spokojem, o ile tą plecionkę uczuć można tak nazwać. Traktowała to normalnie, nie wpadała w panikę... Była opanowana. „Nie powinno tak być” szeptał słaby głosik, który tłumiła duma. O tak, Olga czuła się dumna z tego, że potrafiła się opanować. Nie wiedziała, co jest odpowiedzialne za jej spokój, ale jakoś specjalnie jej to nie interesowało.
- Żyję, chociaż jest to niewłaściwe słowo... – zastanowił się przez chwilę, nie spuszczając z niej wzroku, co zaczęło ją nieco irytować. - ...jestem. Tak. Jestem od początku wszelkiego istnienia. Wypełzłem z ciemności wraz ze wszystkim, co ulepiło to paskudztwo zwane przez was wyniośle „światem”. Można powiedzieć, że patrzyłem jak stawiano fundamenty. A kiedy powiało nudą i ktoś niemądry wpadł na pomysł stworzenia także was, przydzielono nam zajęcia, cobyśmy nie musieli wegetować bezczynnie w najgłębszych czeluściach mroku. Otrzepaliśmy się z martwych tkanek i nadgryzającego nas robactwa, by w końcu dodać coś od siebie i móc mieć jakąś ingerencję w tym waszym „świecie”. Chociaż, jak dla mnie, powolne porastanie grzybem i błogi sen wśród trujących oparów w naszych wszechogormnych ciemnościach był o wiele lepszy niż tułanie się po tym ciasnym tworze i spotykanie takich bezrozumnych stworzeń jak ty.
Mówiąc to, wskazał na nią palcem.
- Przynajmniej mogę sobie poobserwować wasze skompikowane rozumowanie i nadmierne komplikowanie sobie życia. Za to was uwielbiam – za niezmierną głupotę i nieświadomość tej głupoty.
Słuchała, milcząc. „Niech mówi, po to tutaj jest” myślała, jednak coraz bardziej się niecierpliwiła. Nie obchodziło ją kim jest, jak się tutaj znalazł i jak bardzo gardzi ludzką rasą. Interesowało ją tylko, po co się tutaj zjawił i jaką rolę odgrywa ona w tym mrocznym przedstawieniu. On jednak mówił dalej, jakby nie słysząc jej myśli. „Przecież umiesz je czytać” bulwersowała się, słuchając jego słów.
- Jakbyście nie mogli po prostu żyć. Nie. Za łatwo. Wy musicie wszystko skręcać, przestawiać, niszczyć, mieszać, sypać sobie kamienie pod nogi, wpuszczać jadowitą żmiję do łóżka czy wyrzucać jedyne zapasy jedzenia na śmietnik. Wszystko komplikujecie, a potem cierpicie. Bo wy tak lubicie cierpieć. Jesteście słabi, aż mdli mnie od waszej słabości i tchórzostwa, to jest...
- Dlaczego się tutaj znalazłeś? – spytała, nie mogąc już dłużej tłumić w sobie tego pytania. Spodziewała się wybuchu gniewu, kolejnej dawki strachu i jego pałającego złem oraz pogardą spojrzenia. Tymczasem Dante uśmiechnął się.
- No nareszcie, już myślałem, że nie spytasz, moja naiwna istotko – mówił słodkim głosem, równie fałszywym jak cały on. Znowu dała się nabrać. Zrobiła to, czego on od niej oczekiwał. Tak łatwo dawała mu się podejść!
- Nic dziwnego, w końcu jestem demonem. A ty jesteś niczym. Demon to zawsze więcej niż nic. Wszystko jest większe od niczego.
Miał rację. Przecież była niczym. Wiedziała to od bardzo dawna. Patrząc w lustro, oglądając zdjęcia innych, siedząc pod klasą. Dał jej tylko złudną nadzieję, że być może coś znaczy, ma w sobie coś, co odróżnia ją od innych, czyni wyjątkową. "Każdy chciałby być wyjątkowy. Ale wszyscy jesteśmy tak samo szarzy".
- To ty mnie przywołałaś. – Głos demona wyrwał ją z rozmyślań. „Ja?” Zmarszczyła czoło, próbując zrozumieć.
- Nie przywoływałam ciebie – odpowiedziała pewna swego. Dante westchnął, wywracając oczami, i złapał ją swoją przeraźliwie zimną dłonią za nadgarstek. Poczuła w nim ból. Podniósł jej rękę do góry, podtykając jej prawie pod sam nos.
- Jesteś pewna?
Olga z niedowierzaniem przyglądała się swojemu zabandażowanemu nadgarstkowi. Nie pamiętała tego, ale dokładnie wiedziała, co kryje się pod zszarzałym opatrunkiem.
- Czego demonem jesteś? – spytała słabym głosem, który brzmiał nawet dla niej obco i chłodno. Nie widziała jego twarzy, zajęta była przyglądaniem się swojemu przedramieniu. Chyba znała odpowiedź na to pytanie. Mimo to czekała przerażona aż przemówi i potwierdzi jej obawy.
- Śmierci – odpowiedział spokojnym głosem pozbawionym uczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz